Mam
wafle. Mam oranżadkę o smaku enerdżi drinka (Dżeronimo Martins,
to Wam wyszło!). I mam nowego Mikołaja w tle, którego muszę co chwilę zapętlać (klik).

(źródło zdjęcia oryginalnego: facebook.com/hiphopkemppl)
Sytuacja
jest taka, że po chwilowej stagnacji (kocham to słowo, stagnacja,
stagnacja, stagnacja, stagnacja, stagnacja, stagnacja, stagnacja,
starczy) życiowej spowodowanej napierdalaniem licencjatu wracam
powoli do normalnego życia, mogę czytać bez przypału i ogarniam
kilka rzeczy blogowych ostatnio (o tym więcej w weekend). To w sumie
tyle, chciałem się tylko pochwalić. A tera część właściwa
posta!
Macie
takich znajomych co biorą udział w licznych wydarzeniach na
fejsbukach? No każdy ma w sumie znajomych, którzy biorą udział w
wydarzeniach. Ale nie do końca o to mi chodziło. Raczej o
znajomych, którzy deklarują się, że "tak, kurwa, jadę na
każdy jebany koncert każdego jebanego zagranicznego artysty w tym
kraju". A na ilu są? No właśnie... Na dwóch. Polskich
wykonawców. Darmowych, kurwa, najczęściej.
Ja
nikomu w portfel nie zaglądam, bo po co mi to? Ale ziomek, mordo i
Ty - dupeczka, kruszynko, na chuj bierzesz udział w wydarzeniach, na
które i tak się nie wybierzesz, bo za daleko, bo hajs się nie
zgadza, bo matka Cię nie puści, bo bilety Ci wykupili, bo cośtam,
cośtam? No ja nie wiem na przykład.
Hipo(potam)tetycznie
jest koncert jakiejś super gwiazdy, takiego Dżastyna Bybera
(Purpose jest sztosem
strasznym) i na wydarzenie zapisuje się milion Kaś, Ań, Zuź, Baś,
Zoś i jedna Genowefa. Organizator się jara, bo hajs się będzie
zgadzał, przenosimy imprezę na Narodowy, bo gdzieś tam, gdzie
początkowo miał by koncert to się nam milion osób nie pomieści.
Przenoszo! Jaranko. Milion uczestników na jednym wydarzeniu.
Organizator zaciera ręce. Przychodzi dzień koncertu, w
przedsprzedaży zeszło dwajścia biletów, na bramkach wejszła
jeszcze Marysia z matko. Organizator płacze, bo musi dołożyć
sporą sumę do koncertu.
Trochę
podkoloryzowałem, ale tak się zdarza - znam takie przykłady z tzw.
własnego podwórka. W Tarnowie w chuj koncertów było
zaplanowanych, w wydarzeniach brało udział po kilkaset osób, a na
imprezę przychodziło, kurwa, tyle, że wszystkie twarze na tym
koncercie zapamiętasz do końca swojego życia. Albo odwoływali
tydzień przed, bo za mało biletów zeszło w przedsprzedaży.
Człowieku,
szanuj Ty się i szanuj organizatora, bo można się na tych
wydarzeniach przejechać. To nie jest iwent "Głosujemy na Maćka
w wyborach na przewodniczącego klasy", albo "Wesprzyj,
kurwa, Boba w konkursie na fejsbuku", gdzie liczy się masówa.
Albo chuj, nie liczy się, bo fejsbukowe konkursy na lajki są,
kurwa, bez najmniejszego sensu. I jak taki, kurwa, kiedykolwiek
zrobię to nazwijcie mnie hipo(potamem)krytą jebanym.
Jak
myślisz o jakimś koncercie to se kliknij, że jesteś
zainteresowany, a nie, że bierzesz udział, bo to chujowe jest. Jak
będziesz "zainteresowany" to i tak przyjdą Ci wszystkie
powiadomienia z iwentu na fejsiku. A jak już będziesz pewien, że
nie przyjdziesz na ten koncert to kliknij se, że jednak nie weźmiesz
udziału, kurwa, no. Mam masę takich znajomych co kursorem po
fejsbuku jeżdżo po całej Polsce, czy nawet świecie, a jak ich
zapytasz jak po koncercie to spodziewaj się wymijających odpowiedzi
i tłumaczeń dlaczego nie udało im się na daną imprezę
pojechać...
Miło
się było powkurwiać. Kochom to, serio. Lufa i klasycznie zapraszam
do obserwowanie na dole, na fejsbuki (klik) i na tłitery (klik).