Nie
mogłem wysiedzieć z myślą, że licencjat mi nie idzie, więc
pierdolnę sobie notkę. Muzyczka (kliku, kliku).

(źródło
zdjęcia oryginalnego: ownzee.com)
To
(na chwilę obecną) ostatni post na blogu, który tyczył się
będzie mojego napierdalania na blogosferę. Dziś na tapetę wezmę
(tylko na tapetę! bo za inne wzięcie mógłby siąść na mnie
kurator) małoletnie blogerki. Głównie te modowe.
-
Co żeś się tej mody tak uczepił?!
Proste,
mody w blogach chyba najwięcej. A mój jest niemodny, to się
powyżywam na innych. Z zawiści. A co! Mogje!
Do
zarzucenia mam kilka kluczowych rzeczy. Po pierwsze - wiadomo jakie tytuły (klik, klik). A resztę wymienię sobie w punktach
tak jak w przypadku modnych typków (kilk ,kilk).
1.
Obs/obs? Kom/kom? - Nie, kurwa, NIE, wydupcaj. Na co Ci to? Wierzysz
w to, że z setką obserwatorów zainteresują się Tobą jakieś
firmy? Jak nauczysz się pisać to się zainteresują. Znam
przypadek, kiedy pewna osoba dostała ofertę współpracy po kilku
wrzuconych tekstach. KILKU. Zapytasz pewnie ile miała obserwatorów.
Żadnego. Na jej blogu nigdzie nawet nie znajdziesz przycisku żeby
zaobserwować. Poza tym powiedz, Mała, co Ci dadzą sztuczne
obserwacje? Liczbę? Bo na pewno nie wejścia na bloga. Podobnie jest
z komentarzami. Po co Ci komentarze w stylu "super post,
zapraszam do mnie - http://słitkasia.blogchuj.ru" jak nic z
tego nie masz oprócz, ponownie, liczby... Całe życie myślałem,
że komentarze są po to żeby napisać w nich coś konkretnego,
jakieś swoje zdanie, przemyślenia na temat danego tekstu a nie
"spoko fotki ;** wbijaj do mnie: www.zuziafeszyn.blog.pupa.ua".
Jak ja już coś mam skomentować to wyrażę swoją opinię na temat
tekstu/bloga, albo wrzucę swoje zdanie w danym temacie (choć często
w komentarzu zdarza mi się od tematu odbiegać). Spotkałem się
kilka razy z tym, że napisałem komuś młodszemu komentarz z
uwagami - co warto zmienić, poprawić (za żadnego guru się nie
mam, ale jak od czegoś bije chujnią to się staram pomóc, taki
jestem dobry chłopak!), zerknąłem chwilę później na tego bloga
a mój komentarz znikał. Czemu? Bo w dzisiejszych czasach krytyka,
nawet ta konstruktywna, nie jest mile widziana (jak mnie śledzisz,
HEHE, to wiesz, że już coś w tym temacie pisałem, dokładnie dwa
posty wstecz).
2.
Posty o niczym. No co? Taka prawda. Schemat? Proszę bardzo:
I
na początku napiszesz o tym, że wstałaś rano, zjadłaś
śniadanie, ubrałaś swoje ulubione spodnie, różową bluzkę,
umyłaś zęby i poszłaś do szkoły;
II
później wspomnisz o tym co było na pszyrce, religii i o tym, że
na polskim pani się przejęzyczyła i się śmialiście do rozpuku,
a Tomek, ten co Ci się podoba, krzyknął "niech ktoś zatrzyma
tę karuzelę śmiechu!" i śmiechom nie było końca, więc
zaczął boleć Cię brzuch i musiałaś iść do higienistki z
Sandro i tam dostałaś tiktaka (ale Ty o tym nie wiesz), którego
musiałaś połknąć i od razu Ci przeszło (tak, tak chaotycznie
piszecie);
III
wróciłaś do domu, zjadłaś zupę i źmioki z surówką, bo od
trzech dni, z przerwą na wczorajszego, niedzielnego schabowego,
jesteś wege i nie żresz zwierzątek, bo przecież one też mają
uczucia i są takie kochane i milutkie i jak to można, kurwa,
zjeść?! MAMO, JEBŁOCIE?!;
IV
później zrobiłaś zadanie z matematyki, przeczytałaś dwie strony
Janko Muzykanta,
bo przecież to taka wymagająca lektura i teraz wreszcie piszesz
posta po tym mega męczącym dniu, uf uf;
V
i piszesz o tym, że jutro jest historia z tą głupią nauczycielką,
która na pierwszych zajęciach przesadziła Cię do pierwszej ławki
z tą głupią kujonką, Mariolą, bo zaśmiałaś się i chrumknęłaś
na cały głos, a po lekcjach idziesz z Sandro na szoping (nie, nie
do lasu łapać szopy tylko na łowy do ciucholandu) i jak kupisz coś
fajnego to zrobisz HOL ZAKUPOWY;
VI
żegnasz się, piszesz o tym. że jesteś nieziemsko zmęczona i
padasz na twarz, a teraz lecisz na kolację, bo mama woła, że
kupiła taką zajebistą kiełbasę i opierdolisz ją ze smakiem (bo
już nie pamiętasz, że podczas obiadu byłaś wege), umyjesz się i
pójdziesz spać.
Nie
mam racji, nie?
3.
Skoro byłaś na szopingu (i połów okazał się owocny) to musisz
błysnąć nowym lukiem (Lucky Luke'iem [gimby nie znajo, więc macie linka]), szajn brajt jak
psu jajca, conie. I odpierdalasz się w te szmaty, prosisz Sandrę o
to żeby Ci zrobiła fotki. I później je wrzucasz pisząc co nieco
o tej stylizacji, że nadaje się na dyskę w gimbazie, do kościoła
na roraty i do babci na imieniny. Do tego dorzucasz kilka fotek. Tak
z dwanaście, ale w ogólnym rozrachunku to są cztery, bo po trzy
praktycznie takie same, ale dla Ciebie się w chuj różnią,
chociażby tym, że na jednym patrzysz w obiektyw, a na drugim w
stronę psa srającego pod krzakiem.
Pod
zdjęciami oczywiście rozpisujesz swoją stylówkę i pamiętaj (w
nawiasach pisownia, przed nawiasem uproszczona forma fonetyczna [jak
znajdzie się tu przypadkiem jakiś językoznawca angielskiego to
proszę bez hejtu i poprawiania mnie, mam świadomość, że poniższe
przykłady prawdopodobnie wymawia się zupełnie inaczej, nawet w
uproszczonej formie {a o fonetyce już co nieco wiem, tyle, że
polskiej, i również mam świadomość, że zapis jest BARDZO
uproszczony}, ale przecież dobrze wiecie, że to beka, nie?], bo
większość z małolatek nie ma pojęcia jak co wymawiać) - nie
nosisz kurtki, nosisz dżekyt (JACKET); nie nosisz golfu, nosisz
ter'ylnek (TURTLENECK); nie nosisz butów, nosisz szjus (SHOES).
Bonus
(tu do wszystkich modowych). INSPIREJSZYNS. Serio inspiruje Cię
oglądanie obrazków? Rozmawiałem ostatnio na ten temat z moją
znajomą, która prowadzi bloga modowo-urodowego (chyba, pozdro Iwona [link]!) i tłumaczyła mi, że ją to inspiruje, bo
jest wzrokowcem. Szanuję to, ale kurwa, serio inspiruje Was to, że
pooglądacie zdjęcia, nie wiem, kurwa kawy? Kotów? Włosów?
Sukienek? Butów? Obsranych majtek? Nie rozumiem, ale jeszcze raz -
szanuję. I trochę podziwiam. Mnie tam inspiruje czytanie, więc
niektórzy i mnie mogą nie zrozumieć.
Dobra,
rozpisałem się dziś niemiłosiernie. Tu warto zakończyć.
Na
jakiś czas kończę ze słownymi wjazdami na blogosferę, choć nie
powiem, miło się było wyżyć. Dziękuję wszystkim inspiracjom -
jeśli poczujesz, czytelniku-blogerze/czytelniczko-blogerko, że
gdzieś tak jakby czepiam się Ciebie to wiedz, że Tobie właśnie
teraz dziękuję. Jak się obraziłeś/aś to wybacz, ale możesz już
wypierdalać (choć wcale nie musisz!) - jak nie, to czytaj dalej.
Skoro
na jakiś czas kończę z obrażaniem blogosfery to postanowiłem, że
zacznę coś nowego. Z racji, że od kilku miesięcy czytam trochę
więcej niż wcześniej to będę od czasu do czasu pisał coś o
książkach, więc spodziewajcie się (prawdopodobnie) dwóch nowych
formatów - Książek na Kacu oraz
Książek do d... (wiem
o czym pomyślałeś/aś! zaskoczę Cię).
Jak
doczytałeś/aś do końca to Cię podziwiam i dziękuję. Jak się
podobało i chcesz więcej to zaobserwuj gdzieś tam niżej, albo
wpadnij na fanpejdż i zostaw lajka (w sumie to jest tam konkurs, więc możesz wziąć udział, bo to fajny konkurs i rozdaje książkę [albo książki]).
Nara
Kacątka, idę zapalić (Philip Morris, British American Tobacco -
jak coś to jestem chętny na współpracę!).