http://kackiller.blogspot.com/p/kac-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/trzezwi-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/chcesz-cos.htmlhttps://facebook.com/kackillerhttps://twitter.com/kackiller0

wtorek, 12 kwietnia 2016

Mała modelko.

  Nie mogłem wysiedzieć z myślą, że licencjat mi nie idzie, więc pierdolnę sobie notkę. Muzyczka (kliku, kliku).
(źródło zdjęcia oryginalnego: ownzee.com)
  To (na chwilę obecną) ostatni post na blogu, który tyczył się będzie mojego napierdalania na blogosferę. Dziś na tapetę wezmę (tylko na tapetę! bo za inne wzięcie mógłby siąść na mnie kurator) małoletnie blogerki. Głównie te modowe.

  - Co żeś się tej mody tak uczepił?!

  Proste, mody w blogach chyba najwięcej. A mój jest niemodny, to się powyżywam na innych. Z zawiści. A co! Mogje!

Do zarzucenia mam kilka kluczowych rzeczy. Po pierwsze - wiadomo jakie tytuły (klik, klik). A resztę wymienię sobie w punktach tak jak w przypadku modnych typków (kilk ,kilk).

1. Obs/obs? Kom/kom? - Nie, kurwa, NIE, wydupcaj. Na co Ci to? Wierzysz w to, że z setką obserwatorów zainteresują się Tobą jakieś firmy? Jak nauczysz się pisać to się zainteresują. Znam przypadek, kiedy pewna osoba dostała ofertę współpracy po kilku wrzuconych tekstach. KILKU. Zapytasz pewnie ile miała obserwatorów. Żadnego. Na jej blogu nigdzie nawet nie znajdziesz przycisku żeby zaobserwować. Poza tym powiedz, Mała, co Ci dadzą sztuczne obserwacje? Liczbę? Bo na pewno nie wejścia na bloga. Podobnie jest z komentarzami. Po co Ci komentarze w stylu "super post, zapraszam do mnie - http://słitkasia.blogchuj.ru" jak nic z tego nie masz oprócz, ponownie, liczby... Całe życie myślałem, że komentarze są po to żeby napisać w nich coś konkretnego, jakieś swoje zdanie, przemyślenia na temat danego tekstu a nie "spoko fotki ;** wbijaj do mnie: www.zuziafeszyn.blog.pupa.ua". Jak ja już coś mam skomentować to wyrażę swoją opinię na temat tekstu/bloga, albo wrzucę swoje zdanie w danym temacie (choć często w komentarzu zdarza mi się od tematu odbiegać). Spotkałem się kilka razy z tym, że napisałem komuś młodszemu komentarz z uwagami - co warto zmienić, poprawić (za żadnego guru się nie mam, ale jak od czegoś bije chujnią to się staram pomóc, taki jestem dobry chłopak!), zerknąłem chwilę później na tego bloga a mój komentarz znikał. Czemu? Bo w dzisiejszych czasach krytyka, nawet ta konstruktywna, nie jest mile widziana (jak mnie śledzisz, HEHE, to wiesz, że już coś w tym temacie pisałem, dokładnie dwa posty wstecz).

2. Posty o niczym. No co? Taka prawda. Schemat? Proszę bardzo:
I na początku napiszesz o tym, że wstałaś rano, zjadłaś śniadanie, ubrałaś swoje ulubione spodnie, różową bluzkę, umyłaś zęby i poszłaś do szkoły;
II później wspomnisz o tym co było na pszyrce, religii i o tym, że na polskim pani się przejęzyczyła i się śmialiście do rozpuku, a Tomek, ten co Ci się podoba, krzyknął "niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu!" i śmiechom nie było końca, więc zaczął boleć Cię brzuch i musiałaś iść do higienistki z Sandro i tam dostałaś tiktaka (ale Ty o tym nie wiesz), którego musiałaś połknąć i od razu Ci przeszło (tak, tak chaotycznie piszecie);
III wróciłaś do domu, zjadłaś zupę i źmioki z surówką, bo od trzech dni, z przerwą na wczorajszego, niedzielnego schabowego, jesteś wege i nie żresz zwierzątek, bo przecież one też mają uczucia i są takie kochane i milutkie i jak to można, kurwa, zjeść?! MAMO, JEBŁOCIE?!;
IV później zrobiłaś zadanie z matematyki, przeczytałaś dwie strony Janko Muzykanta, bo przecież to taka wymagająca lektura i teraz wreszcie piszesz posta po tym mega męczącym dniu, uf uf;
V i piszesz o tym, że jutro jest historia z tą głupią nauczycielką, która na pierwszych zajęciach przesadziła Cię do pierwszej ławki z tą głupią kujonką, Mariolą, bo zaśmiałaś się i chrumknęłaś na cały głos, a po lekcjach idziesz z Sandro na szoping (nie, nie do lasu łapać szopy tylko na łowy do ciucholandu) i jak kupisz coś fajnego to zrobisz HOL ZAKUPOWY;
VI żegnasz się, piszesz o tym. że jesteś nieziemsko zmęczona i padasz na twarz, a teraz lecisz na kolację, bo mama woła, że kupiła taką zajebistą kiełbasę i opierdolisz ją ze smakiem (bo już nie pamiętasz, że podczas obiadu byłaś wege), umyjesz się i pójdziesz spać.
Nie mam racji, nie?

3. Skoro byłaś na szopingu (i połów okazał się owocny) to musisz błysnąć nowym lukiem (Lucky Luke'iem [gimby nie znajo, więc macie linka]), szajn brajt jak psu jajca, conie. I odpierdalasz się w te szmaty, prosisz Sandrę o to żeby Ci zrobiła fotki. I później je wrzucasz pisząc co nieco o tej stylizacji, że nadaje się na dyskę w gimbazie, do kościoła na roraty i do babci na imieniny. Do tego dorzucasz kilka fotek. Tak z dwanaście, ale w ogólnym rozrachunku to są cztery, bo po trzy praktycznie takie same, ale dla Ciebie się w chuj różnią, chociażby tym, że na jednym patrzysz w obiektyw, a na drugim w stronę psa srającego pod krzakiem. Pod zdjęciami oczywiście rozpisujesz swoją stylówkę i pamiętaj (w nawiasach pisownia, przed nawiasem uproszczona forma fonetyczna [jak znajdzie się tu przypadkiem jakiś językoznawca angielskiego to proszę bez hejtu i poprawiania mnie, mam świadomość, że poniższe przykłady prawdopodobnie wymawia się zupełnie inaczej, nawet w uproszczonej formie {a o fonetyce już co nieco wiem, tyle, że polskiej, i również mam świadomość, że zapis jest BARDZO uproszczony}, ale przecież dobrze wiecie, że to beka, nie?], bo większość z małolatek nie ma pojęcia jak co wymawiać) - nie nosisz kurtki, nosisz dżekyt (JACKET); nie nosisz golfu, nosisz ter'ylnek (TURTLENECK); nie nosisz butów, nosisz szjus (SHOES).

Bonus (tu do wszystkich modowych). INSPIREJSZYNS. Serio inspiruje Cię oglądanie obrazków? Rozmawiałem ostatnio na ten temat z moją znajomą, która prowadzi bloga modowo-urodowego (chyba, pozdro Iwona [link]!) i tłumaczyła mi, że ją to inspiruje, bo jest wzrokowcem. Szanuję to, ale kurwa, serio inspiruje Was to, że pooglądacie zdjęcia, nie wiem, kurwa kawy? Kotów? Włosów? Sukienek? Butów? Obsranych majtek? Nie rozumiem, ale jeszcze raz - szanuję. I trochę podziwiam. Mnie tam inspiruje czytanie, więc niektórzy i mnie mogą nie zrozumieć.

  Dobra, rozpisałem się dziś niemiłosiernie. Tu warto zakończyć.

  Na jakiś czas kończę ze słownymi wjazdami na blogosferę, choć nie powiem, miło się było wyżyć. Dziękuję wszystkim inspiracjom - jeśli poczujesz, czytelniku-blogerze/czytelniczko-blogerko, że gdzieś tak jakby czepiam się Ciebie to wiedz, że Tobie właśnie teraz dziękuję. Jak się obraziłeś/aś to wybacz, ale możesz już wypierdalać (choć wcale nie musisz!) - jak nie, to czytaj dalej.

  Skoro na jakiś czas kończę z obrażaniem blogosfery to postanowiłem, że zacznę coś nowego. Z racji, że od kilku miesięcy czytam trochę więcej niż wcześniej to będę od czasu do czasu pisał coś o książkach, więc spodziewajcie się (prawdopodobnie) dwóch nowych formatów - Książek na Kacu oraz Książek do d... (wiem o czym pomyślałeś/aś! zaskoczę Cię).

  Jak doczytałeś/aś do końca to Cię podziwiam i dziękuję. Jak się podobało i chcesz więcej to zaobserwuj gdzieś tam niżej, albo wpadnij na fanpejdż i zostaw lajka (w sumie to jest tam konkurs, więc możesz wziąć udział, bo to fajny konkurs i rozdaje książkę [albo książki]).

  Nara Kacątka, idę zapalić (Philip Morris, British American Tobacco - jak coś to jestem chętny na współpracę!).