Rzecz, na którą czekałem długo długo długo, bo od premiery ostatniej płyty Mesa, nadejszła. Dokładnie czwartego listopada. Znaczy do mnie drugiego, bo wiadomo, że jak się zamawia płytki w przedsprzedaży, to czasem trafiają do zamawiających wcześniej. I do mnie tak właśnie trafiła. No to wiadomo o czym dziś będzie, to muzyka (klik)!
(na zdjęciu, które sam se zrobiłem, jest AŁA. w wersji limited, więc okładka nieco różni się od płyt, które można dostać w sklepach)
Ten Typ Mes - raper, producent, dj, felietonista, wydawca. Człowiek, z którego dokonań artystycznych można by pisać prace naukowe [( ͡° ͜ʖ ͡°)]. Postać nietuzinkowa, swojego rodzaju fenomen na polskiej scenie hip-hopowej, a i muzycznej. AŁA. Dziesiąty album Mesa. Piąty solowy (no bo tego z Lepszymi Żbikami ponoć nie powinno się uznawać za album solowy). Niepierwszy, który okazuje się muzycznym eksperymentem. No ale czego można było spodziewać się po człowieku, po którym należy spodziewać się niespodziewanego? No właśnie TEGO.
Bardzo eklektycznego brzmieniowo materiału, na którym nie ma dwóch takich samych bitów. Produkcje to przemieszanie stylówek i gatunków. Bo mamy mocno klubowy i jeszcze mocniej zróżnicowany Unisex, który buja banią, wprowadza stopę w tryb tupanka, a wcześniej... Zdecydowanie bardziej minimalistyczne, balladowe Jak nikt, w którym połączenie basu i kilku klawiszy wycisza i też buja, ale znacznie wolniej i na boki, a nie jak poprzednik - w opcji przód-tył. Co jeszcze można odnaleźć w tym miszmaszu? Trapy, cloudy jazzy. Najbardziej hip-hopowym bitem, na tym bardzo niehip-hopowym albumie jest chyba ten z Czy ty to ty? i bonusowego Wiedzą. Muzycznie najbardziej do gustu przypadł mi numer W sumie nie różnią się, gdzie dźwięki syntezatorów kojarzą mi się z jakimiś oldskulowymi, rozpikselowanymi grami komputerowymi.
Mesowi udała się jedna rzecz, o którą w takim muzycznym rozpierdolu byłoby bardzo trudno. Chodzi o spójność. Bo AŁA., mimo tych bitów, w których nie sposób odnaleźć jakiekolwiek podobieństwo (oprócz syntezatorów), jest albumem naprawdę spójnym. Padały słowa, że dziesiąty album Mesa to zbiór singli, zbiór numerów, które można niezależnie zapętlać, zbiór oddzielnych utworów, taka składanka trochę. Coś w tym jest, bo każdy zasługuje na oddzielną uwagę, każdy na tym samym poziomie. Jednak całościowość i słuchanie AŁA. od deski do deski (patrząc na twarde okładki, to ma to sens!) oddaje, moim zdaniem, jej prawdziwe oblicze - płyty osobistej, życiowej i nieco gorzkiej.
Przyznam, że Mes ma nosa do singlowej selekcji, czego ostatnio brakuje większości jego kolegów z rapowej branży. Nie wiem czemu, ale większość hip-hopowców jako przedpremierowe single puszcze najlepsze kawałki z danego albumu. A to nie powinno tak działać. Singlami powinny być te numery, które są dobre, która potrafią zaciekawić, zaskoczyć, ale nie będą najlepsze na całej płycie. I tak właśnie robi Mes. Bo Nieiskotne, Czy ty to ty?, Wiedzą, czy Jak nikt to numery dobre, ale są na AŁA. lepsze. Najmocniejszy dłuższy moment tej płyty wchodzi razem ze wspominanym już W sumie nie różnią się. Po nim mamy Świeżaka z gościnną zwrotką RAUa, Jeden mail ze świetnym refrenem i mega klimatyczny, samochodowy Ride. To taka czwórka moich głównych faworytów, choć nie uświadczyłem na tym krążku kawałka, który miałbym ochotę przeskipować. Bo każdy jest świetny.
Kolejny plus dla Typa za dobór gości. Dawid Podsiadło - bardzo przyjemny refren w numerze otwierającym całą płytę. VNM - jego akurat wybrała większość, z którą ja się nie zgadzam, bo głosowałem na wersy Rasa, ale jest bardzo spoko. Ifi Ude - miłość za chórki i ten refren. RAU - moim zdaniem to największy kot z tego jeszcze stosunkowo świeżego narybku w Alko i jeszcze mnie nie zawiódł. Iza Lach - idealne dopełnienie w Nieiskotne. Panie Kinga Miśkiewicz i Monika Borzym - potwierdzenie, że kilka podśpiewanych słów robi robotę i nikt nie powie, że jest inaczej. Instrumentaliści - świetne podkręcenie podkładów. Producenci - rozpierdol, ale o tym już pisałem.
Mam tak, że każda kolejna solówka Mesa podoba mi się bardziej od poprzedniczki. No każda. Ale teraz to już przesadził. Otworzyłbym okno i przez megafon krzyknął, że AŁA. to najlepsza płyta Tego Typa Mesa - muzycznie, lirycznie, wokalnie; w każdym możliwym aspekcie (ale nie mam megafonu). To samo myślałem wcześniej o TBZD, to samo myślałem o Kandydatach na szaleńców i Zamachu na przeciętność. Ale to, co stało się na AŁA. pokazuje, że nie warto daleko wybiegać w przyszłość i poprawię się trochę. AŁA. to, na chwilę obecną, najlepsza płyta Tego Typa Mesa. Dlatego też dyszki nie dostanie, bo wierzę, że w przyszłości czeka mnie coś lepszego. Ocena:
(źródło zdjęcia oryginalnego: nexusmods.com)
I jeszcze jedno. Panie Mes, dobrze, że nie został pan dresiarzem.
A ja to jakoś tak czuję, że wypadłem trochę z rytmu pisania o muzyce. Trzeba to chyba nadrobić i poprawić.
Jeszcze jedno! Ostatnio na blogu Kai, którą już powinniście dobrze znać, pojawił się post, w którym pojawiam się razem z kilkorgiem blogerów bardziej znanych ode mnie. Polecam zajrzeć na Do kawy blog (klik), bo całkiem ciekawy i nieźle napisany tekst z tego wyszedł.
Jeszcze jedno! Ostatnio na blogu Kai, którą już powinniście dobrze znać, pojawił się post, w którym pojawiam się razem z kilkorgiem blogerów bardziej znanych ode mnie. Polecam zajrzeć na Do kawy blog (klik), bo całkiem ciekawy i nieźle napisany tekst z tego wyszedł.
Więcej Kac-kontentu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz