W tym roku zapomniałem, że luty ma tylko 28 dni. Muzyczka (klik).
Serio. Tak sobie żyłem, żyłem. Było spoko, myślę sobie, że e, na luzie dobiję w tym miesiącu do sześciu książek przeczytanych, a w połowie czwartej się zorientowałem, że zostały mi trzy dni do końca miesiąca. I tym wstępem przechodzimy do pierwszej kategorii podsumowaniowej.
KSIĄŻKI
- Minimum odjebane i to jest w tej chwili najważniejsze. Pięć pozycji wylądowało na półce oznaczonej jako przeczytane, a były to:
Mężczyzna ze Stumilowego lasu Douglasa Laina. Spodziewałem się czegoś trochę innego, trochę za dużo pomieszania z poplątaniem. Takie 5/10.
Święto trąbek Marty Masady, czyli pozycja, którą mój zaufany człowiek polecał mi już od dłuższego czasu i wreszcie sięgnąłem. Było warto, styl i bezpośredniość nieco kontrowersyjna, przez co ta książka spotkała się ze średnim przyjęciem, ale jak dla mnie to kawał dobrej powieści. 7/10, czekam na kolejne książki Masady.
Odgłosy rosnących bananów Ece Temelkuran. Kolejna książka, którą mi bardzo polecano i kolejny plusik dla Książkowych Klimatów. No i kolejny plusik dla Hani, bo to ona - swoją recenzją (klik) - się przyczyniła do tego, że zdecydowałem się po tę pozycję sięgnąć. 7/10.
Przebiegum życiae Piotra Czerwińskiego. Powinna być kacenzja na dniach.
Po zmierzchu Murakamiego, czyli kolejna książka, która potwierdza, że Japończyk to jeden z moich ulubionych pisarzy. 7/10.
- Luty to kolejny miesiąc, w którym nie wydałem na książkę więcej niż 16 zł. Da się? Da się. A - jeśli się nie mylę - kupiłem ich sześć: Schizofreniczną ewangelię Hrabala, Sinobrodego Vonneguta, Morderstwa i woń migdałów Läckberg, Gdzie zaległy cienie Ridpatha, Pantałyk Pilota i najdroższe w całej stawce, antykwariatowe Po zmierzchu Murakamiego z piękną dedykacją (klik).
MUZYKA
- W lutym najczęściej słuchałem nowego albumu Dwóch Sławów, (nadal) Marmuru Taco Hemingwaya (świetnie mi się tego albumu słucha w autobusach) i Psa ulicznego Pawła Bokuna.
- Ostatnie dwa dni lutego to głównie The Introvert Holaka, które przydałoby się zdobyć w wersji fizycznej, bo wydanie jest dość ciekawe. No i sprawdziłem wreszcie zeszłoroczny mikstejp Smolastego - Mr Hennessy.
- Ponadto w lutym odświeżałem sobie The Layover Mike'a Posnera, Money sucks, friends rule Dillona Francisa, Travelling without moving Jamiroquai i House of balloons króla Abla.
- No i prawie kupiłem jednego cedeka w lutym, ale ostatecznie zrezygnowałem z niego zaraz przed kasą.
FILMY
- No i tu się nie wyrobiłem niestety. W lutym obejrzałem:
Grand Budapest Hotel, za który zabierałem się już od jakiegoś czasu i coś, nie zawiodłem się. Kawał całkiem przyjemnego filmu, 7/10.
Zakochany kundel, który jest zaczątkiem do mojego odświeżania disneyowskich klasyków i animacji, którymi jarałem się za dzieciaka, 8/10.
INTERNETY
- Wspomnianych miesiąc temu niespodzianek nikt nie doczekał, ale luz, będą. Nie licząc podsumowania stycznia napisałem w lutym dwa teksty. Ten wynik nie jest jakimś sukcesem, ale wiadomo - sesja (do której się nie uczyłem). Wyświetleniowo luty wygrała Walentynkowa trauma. (klik).
- W minionym miesiącu blogowo wygrywa Ania z Piątkowego kącika nienawiści dla ludzkości (klik) - nie wyróżniam żadnego z lutowych tekstów, bo wszystkie są świetne, więc idźta tam i sprawdzajta dobre rzeczy!
SUMA SUMY
Luty był spoko - dobre książki przeczytałem, zaliczyłem pierwszy semestr magisterki, trochę się za siebie wziąłem fizycznie i zresetowałem pamięć w telefonie, przez co straciłem wszystkie kontakty.
PLANY NA MARZEC
1. Nie resetować pamięci telefonu (a przynajmniej upewnić się najpierw, że kontakty ma się na karcie sim).
2. Znów minimum pięć książek.
3. Minimum jedna recenzja.
4. Minimum jeden z dwóch postów, które chodzą mi po głowie.
5. Minimum jeden post, którego nie będę planował i napiszę go impulsywnie (choć to brzmi absurdalnie i bezsensownie XD).
6. Cztery filmy, bo muszę nadrobić ten jeden zaległy z lutego.
7. Tak naprawdę to tyle, ale w sumie lubię siódemkę, to piszę jeszcze jakieś bzdety, żeby się tu pojawiła.
Lufa.
Więcej Kaców:
Więcej Kaców:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz