http://kackiller.blogspot.com/p/kac-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/trzezwi-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/chcesz-cos.htmlhttps://facebook.com/kackillerhttps://twitter.com/kackiller0

piątek, 7 października 2016

Książki na Kacu: Zaginięcie. (z gościem!)

  Mógłbym tę recenzję podciągnąć jeszcze pod #polskiwrzesień, ale jest już październik to nie będę, ale za to muzyka będzie z września, o (klik).
(sam zrobiłem tę piękną fotografię, o!)
  Wasza ulubiona para powraca! Nie, nie chodzi mi o Chyłkę i Oryńskiego (choć również i oni powracają). Chodzi o Kaca i Kaję z Do kawy blog (klik)! Pierwsza wspólna recenzja okazała się strzałem w dziesiątkę, nie tylko pod względem zainteresowania, ale również w kwestiach bardziej osobistych - świetnie nam się pracowało przy tworzeniu tekstu o Kasacji, więc uznaliśmy, że warto kontynuować tę współpracę (nie chcę za daleko wybiegać w przyszłość, ale możecie oczekiwać, że serię z Chyłką doprowadzimy wspólnie do końca). Już pisałem przy okazji poprzedniej recenzji jak bardzo oddzielne punkty widzenia mamy (tu możecie to sprawdzić - klik). Potwierdziło się to jeszcze bardziej po tym, jak zrobiliśmy test na to, którą postacią z serii jesteś. Oddzielnie zrobiliśmy, każdy swój - ja sam, Kaja sama. W stu procentach prawdziwie, bez wybierania odpowiedzi tak, by stać się tą postacią, którą najbardziej lubimy. Mi wyszło, że jestem Chyłką, Kaja okazała się Kordianem. Nie przedłużając już (jak pewnie uważacie) kurewsko nudnym wstępem - przejdźmy do Zaginięcia! A, i dziś kolorystyka będzie bardziej dopasowana do okładki niż ostatnio (że też poprzednio o tym nie pomyślałem...) - ja czorny, Kaja taka niebieska bardziej.

   Już w czasie lektury pierwszej części, nawet po paru pierwszych rozdziałach byłam pewna, że bliżej mi do Oryńskiego niż do Chyłki. Błądząc w czeluściach Internetu, trafiłam na quiz, w którym można było zabawić się w klasyczną grę „zgadnij którą postacią jesteś”. Jak już Kac wspomniał… moje przeczucia się sprawdziły. Tak samo jak te, w których miałam nosa, że nasza wspólna recenzja będzie bardzo dobrym pomysłem. Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak kontynuować cykl naszych recenzji. Kto wie ile lat będzie nam dane wymieniać nasze spostrzeżenia, sądząc po płodności naszego ukochanego autora… Pewnie wiele. Także… Stay tuned!

   O czym jest druga książka z serii z Joanną Chyłką, której okładkę zdobi nazwisko Remigiusza Mroza? No kurwa, o zaginięciu, to raczej logiczne... Młodemu małżeństwu - Angelice i Awitowi (kurwa, serio, AWIT?!) Szlezyngierom (Sztrasburgjerom) córka trzyletnia ginie. Angelika, jako była "koleżanka" Chyłki z liceum, wie do kogo zwrócić się w tej sprawie - i Ty, Czytelniku, też pewnie wiesz (jeśli pomyślałeś o Chyłce, to przybij sobie piątkę z matką, ojcem, bratem, siostra, psem, czy kogo tam masz - jeśli nie, przypierdol sobie piątkę w czoło). Sprawa jest trudna w opór, no bo jak udowodnić niewinność, gdy nie ma żadnych śladów, które by świadczyły o tym, że to nie rodzice zabili swoje dziecko? No jak? No, kurwa, nie da się. Nichuja. Ale do akcji wkracza prawdopodobnie najlepszy duet prawniczy, o którym słyszałem (bo to jedyny duet prawniczy, o którym słyszałem) - Joanna Chyłka i Kordian Oryński.

   Kolejna świetna historia pana Mroza, która przez jakiś czas trochę mi się dłużyła, bo jakoś tak mało się działo. Przynajmniej w moim odczuciu. Autor jednak umie przypierdolić w pysk nagłym zwrotem akcji i robi to, nawet kilka, jak nie kilkanaście razy. Po każdym takim zwrocie czułem się jak Kordian po spotkaniu z... A sam sobie Czytelniku dopowiesz z kim. Piękna sprawa to jest. Warto czasem tak nadstawić twarz do obicia, bo wszystko się wtedy może zmienić.

   I proszę. Tak jak się spodziewałam, różnice między nami są. Oczywiście, powiecie. No i dobrze, że tak powiedzieliście, bo teraz ja to potwierdzam. Ta część kupiła mnie od pierwszej strony. Wpadłam w nią jak przysłowiowa śliwka, tylko tym razem w klasyczny pomysł kryminalny, szukamy zaginionej osoby! Uwielbiam taką konstrukcję fabuły. Pisałam kiedyś na swoim blogu, że mam koleżankę, która twierdzi, że jeśli nie ma trupa na pierwszej stronie to nie jest dobry kryminał. Przez długi czas się z nią zgadzałam, jednak z racji starzenia się, ewentualnie „doświadczeń życiowych targających duszę”, dochodzę do wniosku, że wisząca w powietrzu „nadzieja” i „tajemnica” kusi mnie zdecydowanie bardziej. Remigiusz jak to ma w zwyczaju, podrzuca nam co jakiś czas kolejny element układanki, po którym dochodzimy do wniosku, że wiemy już wszystko, a za chwilę okazuje się, że wiemy guzik.

   I takoż przechodzę do sedna, bo rozgadałam się jak na typowe babsko przystało. Kumpela sprzed lat, która wykręciła taki numer, że osobiście utopiłabym ją w ługu (pozdrawiam Panie Zygmuncie), dzwoni w środku nocy, bo dziecko. Dziecko zaginęło, ale ups… jesteśmy podejrzani, pomożesz Asiu? No i… pomogła. Ja bym nie pomogła, ale to chyba nie ma tu większego znaczenia (a szkoda).

   Co dalej z bohaterami? Wiele się nie zmieniło - Chyłka nadal jest tą samą Chyłką, którą była wcześniej. Kordian trochę dojrzał, widać w tym rękę patronki, a także samodzielnie prowadzone sprawy (bo akcja obu książek nie następuje od razu po sobie, tylko po jakimś czasie). Oboje starają się walczyć z nałogiem nikotynowym, co nie jest łatwe - zaufajcie, wiem coś o tym. Odczułem spory niedosyt Kormaka w tej książce, którego w sumie polubiłem. Szlezyngier znacznie różni się od klienta pary adwokackiej z poprzedniej książki - znacznie bardziej współpracuje z prawnikami, stara się również bronić sam, co nie zawsze okazuje się dobrym wyjściem. Jego żona mnie strasznie wkurwiała, ale pewnie w tym osądzie nie jestem sam.

   Zgadzam się z przedmówcą, Kordian nieco dojrzał. Tylko wiecie, jest taki bardziej jak awokado. Niby miękki, ale jak rozetniesz to okazuje się, że gorzkie to i niedojrzałe. To właśnie taki jest Kordian w tej części. W dodatku marudzi, narzeka i wiele razy opóźnia rozwój zdarzeń swoimi zdroworozsądkowymi wywodami. Szkoda, że nie mogę działać na przykładach, ale jeśli zaczniecie czytać z pewnością odniesiecie podobne wrażenie. Chyłka jaka jest każdy widzi. Podejrzliwa, drąży i drąży. Jak i w poprzedniej części, wydrążyła. Przy okazji nieco się poparzyła, ale co poradzić, kiedy się współpracuje z taką pierdołą.

   Czy Zaginięcie jest podobne do Kasacji? Moim zdaniem nie do końca. Wiadomo - główni bohaterowie są Ci sami, znów razem pracują nad jakąś sprawą, ale to w sumie dwie różne książki. Mają punkty wspólne w postaci odwołań do części pierwszej, ale są one tak skonstruowane (a niektóre sytuacje zostały lekko nakreślone), że bez problemu można sięgnąć po Zaginięcie bez uprzedniego przeczytania Kasacji, za co spory plus (ale i tak polecam po nią sięgnąć). Ale co ponadto? Dwie kompletnie różne sprawy, dwa kompletnie różne światy. W obu powieściach jednak występują wątki - nie wiem czy dobrze tu trafię - mafijne. W jednej mamy do czynienia z panami w garniturach, w drugiej z bardziej dresiarskim gangiem - obie jednak mają tutaj jakiś punkt wspólny. Co je jednak dzieli? Rzecz kluczowa. W Zaginięciu jest zdecydowanie więcej thrilleru niż w Kasacji i to mi się mega podobało. Moje oczekiwania co do gatunku tej książki zostały spełnione znacznie bardziej niż w przypadku części poprzedniej, w której musiałem doszukiwać się thrillerowatości. Tutaj dostaję ją jako główną część drugiego dania. Jest to prawo jako surówka, czyli rzecz orzeźwiająca. Jest kryminał jako źmioki, czyli taki trochę zapychacz w przypadku niedosytu. I jest thriller, czyli taki kotlet zajmujący trzy czwarte talerza, który jest tym, na co czekasz przez cały dzień. NO POEZJA!

   Po raz kolejny zgodzę się z przedmówcą. Ta część ma zdecydowanie więcej tajemnicy i jak to określił Kac thrillerowatości. Podoba mi się ta konstrukcja, podoba mi się wyjście z korpo świata, co więcej podobają mi się żywe wątki między bohaterami. Nudziły mnie te wydęte sprzeczki między Oryńskim i Chyłką, w tej części przynajmniej wiadomo po co są. Skoro jestem kobietą, nie omieszkam wspomnieć o dreszczu i iskrze, która czasem świdrowała na plecach. Osobiście palnęłabym Oryńskiego w jego zakuty surdut, ale – jeśli wierzyć autorowi – przystojny i młody, warto ugryźć się w język.

   Jednocześnie dodam również, że czytając Zaginięcie zaczęłam czuć związek (nie nie, nie ten) między pierwszą, a kolejnymi częściami. Domyślam się jaką drogą zmierza autor i kto jest ogniwem wspólnym, co mnie niesamowicie cieszy, bo możemy pobawić się w zgadywanki.

   Jestem zadowolony. Tak prawie naprawdę zadowolony. Doczekałem się tego, czego oczekiwałem, ale jednak czuję, że coś jest nie tak. To zakończenie mi tak nie do końca odpowiada. Plus za to, że dla mnie było naprawdę niespodziewane, ale jednak wolałbym, by ta książka skończyła się tak, jak to sobie wyobrażałem. No inaczej, no. Nie zmienia to jednak faktu, że to naprawdę świetna pozycja, ale nie zasłużyła w moich oczach na to, by dostać lepszą ocenę. Więc jak dane Ci było przeczytać poprzednią recenzję, to wiesz ilu kolorowych Zachów teraz zobaczysz. Jak nie, to będziesz zaskoczony, no chyba, że tu (klik) zobaczysz ją wcześniej i nie dasz mi się zaskoczyć. Ocena:
(źródło zdjęcia oryginalnego: nexusmods.com)
   Podsumowując moje wszystkie pląsy na temat książki, oceniam ją dobrze. Mam jedynie problem z tym, że zaczyna mnie gryźć w oczy ta konstrukcja relacji bohaterów. Mam nadzieję, że z czasem nabierze ona charakteru, gdyż obecnie czuję czasem, jakbym przyglądała się przepychankom dwójki nastolatków, zbuntowanej i wyszczekanej szczeniary z piątkowym okularnikiem z 3b. Jednak jeśli oceniać samą fabułę i pomysł, zdecydowanie trafiony w mój gust. Mam nadzieję, że w kolejnej części znów ktoś zaginie. Jednocześnie, wolałabym aby nie dołączał do tego grona Kormak, zdecydowanie za mało tej postaci! Apeluję o Kormaka! Ocena:
(zdjęcie zajebałem z: aviationheadsets.net)
   Dziękuję za możliwość kolejnej współpracy, mam nadzieję, że niebawem zatrudni nas wielki portal i będziemy zarabiać miliony piniędzów na recenzowaniu książek z dwóch perspektyw. O ile Oryński nie wykończy mnie swym ględzeniem, a Chyłka buńczucznością. Kacu! Tenk ju wery macz!

   No i ja również Kai dziękuję, idźcie do niej na fanpejdża (klik) i dajcie jej trochę skacowanej miłości w postaci lajków, bo zasługuje mocno na nią, bo się stara, bo nagina swoje zasady i do jej stylówki pisania wkrada się tu taka mała kacowa komórka no i warto no. A my widzimy się razem zapewne przy okazji Rewizji.

   Naaaaaaaaaaaaraaaaaaaaaaaa.

Tu jest mnie więcej:
https://facebook.com/kackiller
https://twitter.com/kackiller0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz