http://kackiller.blogspot.com/p/kac-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/trzezwi-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/chcesz-cos.htmlhttps://facebook.com/kackillerhttps://twitter.com/kackiller0

niedziela, 22 marca 2015

Nałogi.

  Chyba znowu nie będzie miło. Niech chociaż soundtrack do posta będzie miły. Zakochanym po uszy, katuje z miłością, no mistrzostwo (wiesz gdzie kliknąć? nie? tu kurwa klikaj).

(źródło zdjęcia oryginalnego: cinemasoldier.com)
  Dobra. Pamiętam, że jak byłem młodszy to mówiłem sobie, że nie będę palił, ładował w opór alko czy pił kawy i takich tam innych złych mniej lub bardziej rzeczy też robił nie będę, bo nałogi so złe. Los jest taki kurwa przewrotny, że to postanowienie z dzieciństwa i ze wczesnego życia młodzieńczego (jeszcze w wieku piętnastu lat mówiłem, że nie zapale nigdy szluga, ryli [pa jak se spolszczył]!) się spierdoliło jakoś chwilę przed siedemnastymi urodzinami. Poszedł pierwszy szlug na pół, poszedł drugi, poszedł trzeci. Później była przerwa i zaczęło się konkretniej. Nauczyłem się dobrze zaciągać, a teraz jak nie wypale chociażby jednego szluga dziennie to mnie nosi. Ale to żodyn nałóg, ja mogę odstawić kiedy chcę - tak przynajmniej mówiłem sobie jeszcze w liceum. Huehuehue, chuj Ci w dupę, chuju. Swojego czasu próbowałem to rzucić, nie paliłem cztery miesiące... No dobra, okazyjnie, na imprezie, głównie winogronową cygaretkę, w dodatku bez zaciągania - to się nie liczy... Liczy kurwa. Rzuca się łatwo dopóki nie najdzie cię ochota na palenie - nawet po godzinie (można powiedzieć, że codziennie rzucam na jakiś tam odgórnie nieokreślony czas). Wtedy zaczynają się problemy. I walka z samym sobą. W chuj ludzi przegrywa. Pozornie wygrywasz przez jakiś czas a tu chuja, będziesz palił dalej, kutasiarzu! 
 
  Cieszę się, że to moje dziecinno-młodzieńcze postanowienie zostało w jakimś tam stopniu spełnione. Bo kawy nie piję. W ogóle. Nie czuję takiej potrzeby, siriusli (pa jak se spolszczył 2). Kawa mi nie smakuje, kawa mi nic nie daje, kawa chuj. (jakby nie patrzeć to to ostatnie zdanie wyszło mi kurewsko artystycznie, nie?) Z kawą jest tak, że od zawsze uważam, że działa na zasadzie efektu placebo. Ludzie od zawsze sobie wmawiajo, że kawa pobudza i tak jest. Ja tego nie czuję. Mnie pobudza mocna herbata i szlug. Może i właściwości pobudzające w kawie są potwierdzone naukowo, ale no kurwa, jebać naukę. I przez to, że kawa pobudza to se ją pijesz i pijesz i pijesz i po jakimś czasie nawet nie zauważasz, że musisz ją wypić, bo tak. Bo jak nie wypijesz to będzie źle. To jest nałóg. Nałóg, którego ja uniknąłem i mam nadzieję, że nigdy w niego nie wpadnę.

  A z chlaniem nie mam problemu i nie mam problemu kiedy go nie ma. 

  Najgorsze są te nałogi, z których nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy. Takie, których nie zauważamy, których za nałóg nie uważamy, a powoli nas wyniszczają, chociażby psychicznie. Zdecydowanie. Nie będę się w sumie w tym temacie rozpisywał, bo wolę się okłamywać, że takiego nałogu nie mam. No i w sumie to się pożegnam już. Cześć.

PS. Jeszcze jedno - opcja jest taka, że mamy dziś dzień, w którym chwilowo wróciłem do starej konwencji a.k.a. pisałem se na kacu. Wena jest Kac Konga, BAAAAAAAAANG.

1 komentarz: