Nie ukrywam swojej słabości do kupowania i czytania tanich książek, książek do dychy. Czasem książki do dychy okazują się również książkami do dupy. Czasem się jednak trafi taka perła, że klękajcie narody. I dziw bierze, że ta książkowa perła jest w cenie czterech butelek Perły Export... I siedzi po niej człowiek tak szlachetnie skacowany książkowym kacem. Tak, to będzie dobry początek dla nowej książkowej serii (klasycznie - bardzo nieregularnej), bo wierzę, że ten jeden post z typem, którego zwą Metalem Szlachetnym D., zmieni się w serię, a może i coś większego. Coby nas odróżnić - ja klasycznie czarny, mój gość jeszcze bardziej czarny, w sensie czarny pogrubiony.
Ta. Jak masz, dajmy na to (ach zapomniałem, „Dzieńdobry”, tak mie nazywajo, jak Kac napisał – prawda szczera) ze dwie stówki na wydanie na jakieś swoje rzecza – piwko, papieroski i pochodne (skarpetki?). No. To u mnie priorytety, niestety, to 1)ksiunżki, 1)muzyka, 2)cała reszta (nie, nie jebłem się, mają być dwa numery jeden, bo nie kupuję naraz książki
i płyty, bo bym bez jednego drugiego nie mógł; no bądźmy odpowiedzialni za swoje słowa, przeeż to kurna poważny blog jies nie?).
Na pierwszy ogień niech pójdzie Submarino Jonasa T. Bengtssona. Książka dorwana za dychę w Matrasie, która przyciąga okładką - jak i cała seria Prozy świata Wydawnictwa Czarnego. Submarino opowiada historię dwójki braci - Nick dopiero co wyszedł z więzienia, żyje w mieszkaniu socjalnym, wspomina Anę, jego byłą dziewczynę; jego brat samotnie wychowuje kilkuletniego syna, Martina, traci kolejne prace, więc postanawia zostać dilerem, a w jego części pojawiają się liczne retrospekcje.
Submarino mi Kacunio polecił. Wziąłem kupiłem (tysz za dyszkie). Przeczytałem. Dawej Kac fabułę, bo ja tego nigdy nie.
Bracia, a właściwie bracia przyrodni, wychowują się w domu dziecka. Zostali zaadoptowani przez jedną kobietę, która miała stworzyć im wymarzony dom, a okazała się alkoholiczką - by zaspokoić nałóg wyprzedaje meble, puszcza się za pieniądze, a wkrótce zachodzi w ciążę. Opieka nad dzieckiem spada na braci, którym ciężko było we dwójkę, a co dopiero, gdy na świecie pojawia się kolejna gęba do wyżywienia. Chłopcy kradną, wpadają w nałogi i konflikty z prawem. Po latach sytuacja niewiele się zmienia: Nick uzależnia się od alkoholu, często leje w mordę (nie tylko swoją, ale i cudze), jego dziewczyna - chorwacka imigrantka - zostawia go, a on trafia do więzienia; jego brat staje się heroinistą, wiąże się z narkomanką, której robi dzieciaka, a para postanawia dla dobra dziecka zerwać z nałogiem. Jego partnerka zostaje jednak potrącona przez samochód i umiera. Mężczyzna sam musi wychować syna i zająć się domem. Nie jest to łatwe, bo narkotyczny nałóg powraca i z każdej kolejnej pracy zostaje zwolniony. Za pieniądze z domu, który dostał w spadku po matce kupuje heroinę, którą zamierza handlować.
Dobra, tera bez żartów. O ksiunżkach poważnie. Autor podjął bardzo trudną grę z czytelnikiem – daje swoim bohaterom pełnię głosu. Narracja pierwszoosobowa jest poprowadzona konsekwentnie i unika (co rzadko spotykane) denerwującej, patetycznej maniery. Język jest prosty. Tylko momentami przybiera na naturalizmie, na dotykalnej plastyczności. Czytacz(ka) dostaje dużo miejsca, które wypełnić ma jego wyobraźnia i zaskakujące, że z taką łatwością podążałem za słowami bohaterów, dodając od siebie jeszcze więcej brudu, narkomańsko chudych ludzi, lubieżnych spojrzeń. Nick i jego bezimienny brat mówią i myślą inaczej, a przez to zdradzają to, czego sami nie chcą przyznać. Nick mówi oszczędnymi, krótkimi zdaniami (jeśli pomyślałe(a)ś o Drodze McCarthy’ego – brawo, dobry trop), koncentruje się na czynnościach, bo pozostając w ruchu (i w rauszu) ucieka od…(zabrzmi to źle) od życia. Życia alkoholika uzależnionego od przemocy, od Any. To, co dręczy bohatera, jest cały czas wokół niego, oblepia go i ograniczając możliwość ruchu, przyczynia się do podejmowanych przez Nicka fatalnych decyzji. Podobnie z resztą postępuje jego brat – zdefiniowany tylko przez heroinę i przez synka Martina, któremu tak obsesyjnie chce zapewnić dzieciństwo inne, niż swoje. Jednak jego język pełen jest przeszłości, czasu, kiedy po lepsze życie wystarczyło zaledwie sięgnąć (lub nie sięgnąć po heroinę). Współczułem mu, ale też wiedziałem, że tego człowieka nie ma tu i teraz – tu i teraz jest ćpun, któremu wydaje się, że wszystko będzie dobrze. Jakby głęboki oddech pod wodą miał pozwolić żyć…
Bengtsson świetnie snuje historie braci umieszczając je w brudnych duńskich uliczkach, gdzie roi się od bezdomnych, porozbijanych butelek i zużytych strzykawek. Czytelnik nie ma większych problemów z tym, by wyobrazić sobie miejsca po źle wkłutych igłach heroinistów, obecny wszędzie syf i ubóstwo. Postacie Nicka, jego brata, a także poboczne, jak Ivana, czy Martina, są genialnie opisane. Przez narrację pierwszoosobową nie ma trudności z tym, by Czytelnik odnalazł się w skórze głównych bohaterów, przez to też łatwiej wyobrazić sobie życiowe trudności, przed którymi wyżej wymienieni stawali.
Nie mógłbym napisać tego tekstu z nikim innym – bo i po lekturze towarzyszyło mi odczucie kaca (hyhy). Mógłbym pisać o determinizmie, wzdychać do umiejętności pisarza, czy narzekać na momenty, gdzie narracja zdaje się zaciemniać (zwłaszcza w segmencie Ivan), a gdzie nie mam pewności czy tak miało być… Ale i tak, nie zmieni to faktu, że Submarino to porządna książka realistyczna, która umoczy czytelnika
w gównie. A ten jej jeszcze za to podziękuje. I to jest coś.
Submarino to powieść, w której łatwo się zatopić i cierpieć razem z nią, z jej bohaterami. Całość, mimo tego że niezbyt przyjazna, pochłania się jednym tchem. Bengtsson to kolejne z moich do-dychowych odkryć i naprawdę chcę czytać tego gościa więcej, bo jedna powieść to zdecydowanie za mało. Zwłaszcza, że jest tak dobra. Tak dobra, a jednocześnie tak zła i nieprzyjemna. Ocena:
(źródło zdjęcia oryginalnego: nexusmods.com)
Trza zapolować na Baśń, co Kac? A! Jest jeszcze film, zrobiony całkiem w porządku. Możecie zerknąć, ale ale! Książka koniecznie wcześniej! A teraz czas na słowa co drugiego blogjera książkowego: dobrzesięczytao. A teraz słowa moje: STAY METAL!
Aha, moja ocena:
(źródło: http://www.adl-dl.pl/)
No i ten, stej tjund, widzimy się następnym razem, nara.
Wbijcie jeszcze na social media: