http://kackiller.blogspot.com/p/kac-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/trzezwi-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/chcesz-cos.htmlhttps://facebook.com/kackillerhttps://twitter.com/kackiller0

poniedziałek, 1 stycznia 2018

2017, Ty chuju!

  Dzień dobry w 2018. Dziś będę trochę opowiadał o 2017, narzekał i oświadczał. Muzyka adekwatna (klik).
  Zacznijmy kulturalnie. W minionym roku przeczytałem 65 książek (po cichu planowałem dobić do 70, ale i tak jestem z siebie zadowolony), pięć kolejnych zacząłem, ale jeszcze ich nie skończyłem. Z tych pozycji, które przyswoiłem w 2017 (ale wyszły niekoniecznie w 2017) warto wymienić poniższe (kolejność przypadkowa):
Jeśli zimową nocą podróżny Italo Calvino
Oberki do końca świata Wita Szostaka
Po trochu Weroniki Gogoli
Mikrotyki Pawła Sołtysa
Rejwach Mikołaja Grynberga
Rdza Jakuba Małeckiego
Sońka Ignacego Karpowicza
Wzgórze psów Jakuba Żulczyka
Gnój Wojciecha Kuczoka
Guguły i Stancje Wioletty Grzegorzewskiej
Jestem egzaltowaną lentilką Petra Merki
Nietoperze. Aqua velva Leny Kitsopoulou
Kolonie Knellera Etgara Kereta
Ostatnie życzenie Andrzeja Sapkowskiego
Serce Radki Franczak
Wzburzenie Philipa Rotha
O czymś pewnie i tak zapomniałem.
Filmowo, jak na mnie, było dobrze w chuj - obejrzałem coś ponad 30 filmów, najbardziej siadły mi Odlot, Fanatyk, Paterson, Manchester by the Sea.
Serialowo też nieźle, bo obejrzałem pół Breaking bad, oba sezony Stranger things (które jest moją nową miłością), również oba sezony Belfra (drugi średniawka mocna) i połowę pierwszego sezonu Narcos.

  Koniec z kulturą, czas na prywatę.

  Po 2016 roku byłem kurewsko zadowolony ze swojego życia i do kolejnego roku podchodziłem z zajebiście pozytywnym nastawieniem. Początkowo wszystko siedziało, robiłem rzeczy, pisałem całkiem sporo i wiosną złapałem jakiegoś twórczego doła. Zamuliłem się bardzo i kompletnie nie potrafiłem pisać, a nie chciałem publikować czegoś, z czego nie będę zadowolony. W 2017, prócz tych kilkunastu postów (z czego spora część była podsumowaniami) napisałem może kilka felietonów do studenckiej gazety i... tyle. Pustka, choć cały czas gdzieś z tyłu głowy siedziała myśl, że chcę coś napisać. Chciałem i chcę nadal, a tego posta nie traktuję jako pełnoprawnego posta, raczej jako swego rodzaju informację. Połowę lata spędziłem zagranico robiąc hajs, a przy okazji liczyłem na zebranie weny. Miejscówka i odcięcie od cywilizacji sprzyjały, ale coś nie siadło. W jakimś podsumowaniu po lecie wspominam, że mam pomysły i niedługo wrócę do regularnego pisania. Pomysły zostały, niestety niezrealizowane, bo nadal nie potrafiłem pisać tak, jakbym chciał - podejmowałem liczne próby napisania recenzji, czy czegoś luźniejszego, ale nie wychodziło z tego nic dobrego, a czasem kompletnie nic, pustka, kart blansz, czy coś tam.

  Blog to nie jedyny aspekt mojego życia, w którym trochę siadłem. Odciąłem się od świata również społecznie. Niespecjalnie odczuwam potrzebę głębszych interakcji z ludźmi, a jeśli już, to z takimi, którzy mają mi coś do przekazania, mogą mnie czegoś nowego nauczyć, uświadomić; takimi, którzy w jakiś sposób mnie inspirują. Przez to też chętniej opuszczałem Tarnów na rzecz weekendu na Śląsku, kilku dni w Warszawie i licznych tripów do Krakowa, a nie ukrywam, że od zawsze wolałem siedzieć na dupie niż gdzieś się ruszyć. Poznałem kilka osób, których zajawki podziałały na mnie motywująco, przekalkulowałem sobie wszystko w głowie i doszedłem do wniosku, że warto spróbować czegoś nowego. Jak ktoś śledzi mojego Twittera (klik) to raczej ogarnie o co chodzi.

  Końcówka 2017 była dla mnie jak - kurewsko niewyszukane porównanie, ale najbardziej trafione - rollercoaster. Wyobracało mną na wszystkie strony, byłem mega szczęśliwy, a zaraz popadałem w kilkudniową depresję i tak na zmianę. Trochę się ogarnąłem, zebrałem w sobie jakieś pozytywniejsze aspekty ostatniego czasu, naładowałem się i wpierdalam się w nowy rok z dobrym nastawieniem, choć nie obyło się bez pewnych decyzji.

  Teraz zawiodę tę garstkę ludzi, która mnie opierdalała i czekała, aż wrócę do pisania. Oficjalnie czas to oświadczyć.
 
  Na czas nieokreślony blog zostaje zawieszony.

  Nie potrafię się określić kiedy tu wrócę, ale pewnie wrócę. Jeśli ktoś czuje potrzebę skontaktowania się ze mną, to Kacowy mejl jest regularnie sprawdzany, czasem dam znać o sobie na fanpejdżu (linki u góry), najczęściej jednak udzielam się na tłiterze.

  Na koniec pozostało mi tylko życzyć Wam, by 2018 był dobrym rokiem. Wierzę w to, że dla mnie będzie najlepszym z dotychczasowych, zwłaszcza po mocno średnim 2017.

  No, to trzymajcie się. Mam nadzieję, że do zobaczenia/przeczytania.