Nie
wiem dlaczego, ale dzisiaj soundtrack będzie taki,o (klik).
(źródło zdjęcia oryginalnego: 4dudes.com)
Przez
jakieś, nie wiem, liczmy sześć lat imprezowania (poglądowo -
jakieś alko, zgony, kace, szlugi i inne) niejednokrotnie spotykałem
się z tym, że ktoś nie pił. I wszyscy mu się dziwili. Czemu? Do
dziś się zastanawiam (a ostatnio to nawet trochę bardziej).
Powodów
do tego żeby nie pić można mieć multum - boś skacowany z wczoraj
i dziś słabo wejdzie, albo wyjdzie szybciej niż wejdzie; bo jesteś
na antybiotyku (klasyk); bo humor nie ten (chociaż to czasem powód
do tego żeby chlać konkretniej niż zazwyczaj); bo hajs się nie
zgadza (tutaj zawsze można chlać na czyjś koszt); bo miesiąc
trzeźwości/post/chujwieco; bo jestę samochodę. O konkretnych,
prawdziwie konkretnych powodach nie piszę, bo to są powody
niepodważalne, takie, z którymi się nie dyskutuje i ja też nie
zamierzam.
Do
pewnego momentu w życiu byłem tą stroną, która się dziwi, że
ktoś nie pije i starała się wymusić na tym chwilowym abstynencie
przełamanie się, wspólną napierdolkę. No co? Ze mną się nie
napijesz? A na odpowiedź "nie tym razem" w głowie dwoją
i troją i czworzą(?) i jeszcze bardziej potęgują, mnożą i
całkują się wyzwiska, łańcuszki, kurwy, pizdy, chuje, muje,
dzikie węże. To chuj Ci w dupę, baw się gorzej niż my i patrz
jak se chlejemy. O! Kurwa.
Z
mojego punktu widzenia i kilku wyjść na trzeźwo stwierdzam, iż
istnieje taka ewentualność, że bez używek można bawić się
gorzej niż osoby pod wpływem. Ale po chuj?! Jak da się przecież
imprezować tak samo, albo nawet, kurwa, lepiej! No bo czemu niby
nie? Na trzeźwo się pośmieję, porzucam sucharami, pośpiewam,
potańczę. A jak się napierdolę to nie zawsze się pośmieję, bo
pierdoli mi się czasem poczucie humoru, sucharami rzucam gorszymi
niż na trzeźwo, ze śpiewu wychodzi nierzadko bełkot, a tańczyć
to mi się czasem nie chce, albo za bardzo mi odpierdala Patrick Swayze czy tam inny John Travolta i no właśnie...
(coś już o tym kiedyś było, klik) Bo bywają takie momenty, w
których przestaje się panować nad sobą, nad tym ile się
wypiło/wypije jeszcze i leje się w siebie na umór, przynajmniej w
moim przypadku.
Ktoś
tam kiedyś wymyślił, że alkohol powinien towarzyszyć zabawie.
Ale jeśli znajdzie się osoba, która chce bawić się bez alko to
jej nie zmuszaj do picia, odpuść, niech bawi się po swojemu.
Zrozumiałem, że takie wmuszanie w kogoś picia nie jest dobre, bo
wkurwia się osoba zmuszająca i ta zmuszana. Więc po chuj sobie
psuć nastrój? No powiedz, no.
PS.
I nigdy nie dolewaj alkoholu do szklanki osoby, która nie pije. Tak
na wszelki wypadek...