http://kackiller.blogspot.com/p/kac-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/trzezwi-o-kacu.htmlhttp://kackiller.blogspot.com/p/chcesz-cos.htmlhttps://facebook.com/kackillerhttps://twitter.com/kackiller0

środa, 21 września 2016

Książki na Kacu: Kasacja. (z gościem!) #polskiwrzesień

  Rzecz nietypowa się stała. Ten buc-Kac, który jest bardzo niemiły wpuścił kogoś na swojego bloga. Z tej okazji muzycznie na dwa głosy (klik)
(fot: Kac profeszynal fotomejker)
  Nigdy nie ciągnęło mnie do kryminałów. Kompletnie. Pierwszy przeczytałem, dlatego że go dostałem. Drugi kupiłem jeszcze przed tym pierwszym przeczytanym i miałem z nim problem - czytałem go na dwa razy (a z resztą, tu recenzja [klik]). O trzecim słyszałem i czytałem dużo dobrego, trafiłem na promocji za dobre pieniądze, wziąłem - nie zawiodłem się. Tym trzecim było Uwikłanie Miłoszewskiego. I jak o twórczości tego autora cały czas jest głośno, to ja, kurwa, nie wiem jak jest o Remigiuszu Mrozie. Ten gość jest prawie na każdym blogu. Gdzie nie wejdę tam Mróz. Nie wiem jak czułem się w zimie 95/96, bo kompletnie nie pamiętam (bo byłem wtedy w takim wieku, że się z tamtych lat nic nie pamięta), ale podejrzewam, że podobnie jak teraz, bo to była chyba najmroźniejsza zima, jaką dane mi było przeżyć - gdzie się nie spojrzało, tam był mróz. Jest jedna różnica - mróz jako zjawisko atmosferyczne nie jest jednak lubiany, ale już Mroza jako Remigiusza, pisarza, wszyscy oceniają mocno pozytywnie. Postanowiłem się sam przekonać, czy te wszystkie wypowiedzi są słuszne. Swoje wybitnie męskie (HEHE) zdanie kryminalnego laika skonfrontuję w dzisiejszym poście z kobiecą fanką kryminałów - Kają z Do kawy blog [klik]. Kacątka, weźcie ją ładnie przywitajcie tu, co by się kobieta nie peszyła. Wszyscy razem: DZIEŃ-DOOO-BRYYYYYYY! A, jeszcze jedno. Moje części są na czorno, części Kai na mniejczarno, znaczy się szaro.

   Przyjemności mamy za sobą, więc możemy zabrać się do sprawdzania, czy przyjemności mamy również przed sobą. Ci spostrzegawczy mogą sobie przybić teraz self-high five - skupimy się dziś na Kasacji, czyli pierwszej części serii z Joanną Chyłką. Wcześniej jednak małe wytłumaczenie. Upierdoliłem się strasznie tego, że Kasacja jest kryminałem, a nim nie jest i w komentarzach zdarzą się pewnie bóldupne komentarze, że się nie znam na literaturze, że licencjat zrobiłem na farcie albo go sobie kupiłem. Wszędzie czytam, że to przecież jest thriller prawniczy, ale na thriller jak dla mnie jest w tej pozycji za mało grozy. Literatura ma to w sobie, że każdy może ją interpretować na własny, niepowtarzalny sposób, bo każdy przecież widzi wszystko inaczej, więc ja przyjmę, że Kasacja jest kryminalno-sensacyjną powieścią prawniczą z elementami thrillera.

   O czym jest Kasacja? A no o tym, że Joanna Chyłka i jej podopieczny Kordian Oryński zwany Zordonem (co mi kompletnie nie pasuje, więc będę używał tego określenia możliwie najrzadziej) zajmują się obroną Piotra Langera, syna Piotra Langera (to nie pomyłka!), cenionego i bardzo kasiastego bisnesmena, oskarżonego o przeokrutne zabójstwo dwóch osób. Według ustaleń Langer junior znęcał się fizycznie nad swoimi ofiarami, pozbawił je życia, a na końcu przesiedział z nimi dziesięć dni w swoim mieszkaniu. Początkowo pani prawnik i aplikanta z warszawskiej kancelarii Żelazny & McVay mają spore problemy, ponieważ ich klient nie chce z nimi współpracować - sprawia wrażenie bardzo niemiłego, zimnego skurwysyna, który albo się nie odzywa albo odmawia udzielenia odpowiedzi, czyli na jedno wychodzi. Rozprawa kończy się niepowodzeniem, ale no jak to? Już koniec? Przecież zostało jeszcze ponad 350 stron! No właśnie...

   Pomysł na historię świetny, wykonanie jeszcze lepsze. Sam jestem szczerze oczarowany. Mam tylko problem z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości w kwestiach prawno-sądowych, bo nie miałem jeszcze wątpliwej przyjemności, by przekonać się na własnej skórze jak działa prawo w Polsce, a i nigdy mnie to jakoś szczególnie nie interesowało. Moja wiedza ograniczała się jedynie do informacji wyniesionych z paradokumentalnych seriali kryminalnych i detektywistycznych jak W-11, Malanowski i partnerzy, czy Sędzia Anna Maria Wesołowska, które lata temu oglądałem dla zabicia czasu i by jeszcze bardziej się ogłupić. Jeśli prawdzie bliżej do telewizyjnych produkcji, to punkt dla Mroza za to, że ukazuje czytelnikowi sprawę tak, że wszystko robi się znacznie ciekawsze. Jeśli do prawdy bliżej Mrozowi, to znów punkt dla niego, że uświadamia ludzi. Jeśli prawda jest po środku, to i tak wygrywa Mróz, bo znacznie bardziej zajmuje. Mróz 3:0 TV i jest to doskonały przykład, że książki są dużo lepsze niż wszelakie seriale, czy filmy (a jak się z tym nie zgadzasz to cho na solo). Całościowo Mróz trzyma w napięciu i trudno jest się od niego oderwać, jednak zakończenie w pewnym stopniu jest do przewidzenia.

   Z Panem Mrozem znamy się nie od dziś. Zaczęło się niewinnie, spodobała mi się okładka Ekspozycji, sam tytuł, a także opis wydawcy na jej odwrocie. Nie zaiskrzyło między nami od początku, jednak już w połowie lubiliśmy się dość intensywnie, rozstawaliśmy się z wypiekami na policzkach i niepowstrzymaną chęcią na więcej. Z reguły jestem wierną osóbką… płacząc za Forstem (dla niewtajemniczonych – komisarz, bohater serii tatrzańskiej), przez bardzo długi czas zerkałam z niesmakiem na trzy tomy o przygodach prawniczego duetu Chyłki i Zordona (mnie również nie przekonuje to przezwisko, przywykłam jak do picia zimnej kawy, pozostałej z porannego niewypicia). Kiedy rany po rozstaniu z Forstem się nieco zagoiły, pojawił się głód nowych doświadczeń. Nieśmiało sięgnęłam więc na trzecią półkę, drugą książkę od lewej, i zaczęłam czytać… Przepadając bez reszty, próbując rozgryźć skryto-tajemniczość Piotra Langera Jr. W końcu brutalne podwójne morderstwo i zabawianie z nim kilkanaście dni pod swoim dachem, to nic strasznego dla kryminouzależnionej osoby jak ja, prawda? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo jest to złudna nadzieja.

   Historia to nie jedyne, co Pan Remigiusz robi dobrze. Chyłka i Oryński - główni bohaterowie, którzy różnią się od siebie tak diametralnie, że aż szok, dzięki czemu świetnie się uzupełniają (tu zdradzę, że oni byli jedną z głównych inspiracji do powstania w mojej głowie pomysłu, na zaproszenie do tej recenzji właśnie Kai). Chyłka to taka konkretna babka jest i nie zdziwiłbym się, gdyby jeździła nie ikspiątką, a jakimś buczącym moturem z potężnym silnikiem. Jej język, styl wypowiedzi i wszystkie te werbalne aspekty są mi tak bliskie, że nie spotkałem się chyba jeszcze z postacią książkową, która aż tak by mnie ujęła pod tym względem. Z kolei Kordian początkowo wydawał mi się taką przestraszoną pizdeczką, którą wszystko przytłacza i mocno się skrzywdził decydując się na prawniczą przyszłość. Podoba mi się jednak, jak jego postać pod wpływem Chyłki i niektórych zdarzeń ewoluowała z biegiem czasu, i ciekawi mnie jak rozwija się on w kolejnych częściach. Z postaci bardziej bardziej drugoplanowych na wyróżnienie zasługuje Kormak, bo nie dość, że w książce ma dość znaczącą rolę, to i jest dość wyraziście uformowaną osobą z konkretnymi zadaniami i zajawką na czytanie twórczości jednego autora. Trochę jak u mnie z Kunderą, choć jednak trochę bardziej.

   To, czego nie da się nie docenić w postaciach Remigiusza Mroza, to ich nietypowość, siła i wyraz. Od solidnie zbudowanego głównego duetu, przez ofiarę i podejrzanego, do zbitej szarej masy prawniczego świata noryobory, w której musi spędzać swoje dni, pnąc się na szczeblach kariery, młody aplikant Zordon. Jestem kobietą, musiałam wygooglować x5-tkę, którą jeździ Chyłka, posprawdzać niektóre zespoły, wzięte na tapetę przez Joannę, jako że znawcą heavy metalu to ja z pewnością nie jestem. To, czego sprawdzać nie musiałam, to blaski i cienie, a także uroki naszej kochanej stolicy, w której przyszło mi żyć od lat kilku. Lubię. Dzięki temu, mogłam lepiej wczuć się w bohaterów, chodzić z nimi ich ścieżkami i rozumieć, czemu muszą gnać jak szaleni daną ulicą, a także jak to jest zapalić papierosa patrząc na pałac kultury, będąc zaspanym i wściekłym na swojego pracodawcę. Najważniejsze zaś w bohaterach jest napięcie! Ach, nie da się nie tupnąć kilka razy nogą z emocji! Wydawać by się mogło, że ten bardzo przewidywalny scenariusz romansu głównych bohaterów, może nieco odstraszać. W tym przypadku działa na zmysły, wciąga i jest bardzo wiarygodny. Bardzo! Tym bardziej, że wciąż nie ma on finału w łóżku, ba! Nie ma nawet finału w delikatnym pocałunku (zgroza!!).

   Teraz ukłon w stronę mojej dzisiejszej gościówy, a i znaczne pole do popisu dla niej. Porównajmy sobie Kasację do innych pozycji gatunkowo podobnych. Ja za bardzo nie mam się do czego odwoływać, ale spróbuję. Chomik na widelcu odpada w przedbiegach ze wszystkim, więc go nie liczę. Księżniczka z lodu Läckberg była moją pierwszą książką kryminalną w życiu i stawiam ją w każdym przypadku jako wzór. W przypadku polskich kryminałów wzorem będzie dla mnie Uwikłanie Miłoszewskiego. Na podstawie moich doświadczeń uważam, że u Mroza brakowało mi bliższej interakcji na linii czytelnik - główni bohaterowie, co u przywołanych przeze mnie autorów jest dość znaczące. Chciałbym poznać trochę lepiej Chyłkę i Oryńskiego, z trochę bardziej prywatnej strony, tak, jak poznałem Szackiego, Falck i Hedströma. U Mroza z kolei największym plusem jest to wspominane przeze mnie na początku (i niżej też) połączenie różnych gatunków.

   Moja przygoda z kryminałami, thrillerami i wszelkimi zbrodniami, zaczęła się kilka lat temu, wraz z przeczytaniem na zajęcia z kryminalistyki tomu reportaży sądowych Heleny Kowalik Warszawa kryminalna. To jest jak zew, jak instynkt. Spróbowałam tego świata i przepadłam. Nie umiałam już omijać zbrodni w literaturze. Podobnie jak Kac, uwielbiam serię Läckberg. Znam się z królem Kingiem, lubuję się w Chrisie Carterze, Agacie Christie. Absolutnym faworytem na poletku polskim jest dla mnie Miłoszewski, za to Katarzyna Bonda nie jest w stanie mnie przekonać w najmniejszym nawet calu. W przypadku tego typu literatury nie ma znaczenia kogo znasz, ile tomów kryminałów masz za sobą. Tu liczy się jedynie napięcie. Mam taki zwyczaj, że zapisuję na kartkach samoprzylepnych kogo uważam za mordercę, kto zabił, kto jest winny i kto nie. Remigiusz Mróz zawsze jest w stanie mnie wyprowadzić w pole i utrzeć mi nosa – „A masz! Myślałaś, że to takie oczywiste. Bardzo mi przykro, próbuj dalej. Już za trzy miesiące w kolejnej książce”. Rzuca rękawice, a ja nie umiem odmówić kolejnego starcia.

   Czytelniku-Kacowniku, jeśli na moim blogu kiedykolwiek przeczytasz, że nie lubię kryminałów, to nie jest to już aktualne. To nie może być aktualne. No nie ma szans. Trzy z czterech kryminałów, które czytałem okazały się naprawdę świetnymi pozycjami (a o jednym to wolałbym jednak zapomnieć). Czuję się jakby ktoś zrobił mi reset tej części mózgu, która odpowiadała za moją niechęć do podobnych historii, wprowadził tam Läckberg, Miłoszewskiego i Mroza (nawet po tych pojedynczych częściach, które przeczytałem), a później przywrócił mnie z powrotem do normalnego funkcjonowania. Remigiusz Mróz wydał świetną książkę, która trzyma w napięciu, nie nudzi, czyta się ją strasznie szybko i przyjemnie, a język jest bardzo przystępny dla laików takich jak ja. Ponadto Kasacja nie jest pozycją, którą można zamknąć w ściśle określonych ramach. Jak już wspominałem - dla mnie to kryminalno-sensacyjna powieść prawnicza z elementami thrillera. Koniec. Nie będę już nic więcej pisał na ten temat, bo się zbyt ekscytuję. Ocena liczbowa taka, a nie inna, bo nie wiem co jeszcze mnie czeka, więc nie będę aż tak bardzo wychwalał:
(źródło zdjęcia oryginalnego: nexusmods.com)
   Podobnie do mojego obecnego wpisowego gospodarza – nie umiem już obyć się bez kryminałów. To uzależnia równie mocno jak nikotyna. Prawdopodobnie dlatego, że działa w bardzo podobny sposób na organizm. Pobudza, sprawia, że chce się więcej i więcej i choć wiesz, że wiedza wyciągnięta z wielu pozycji, po prostu szkodzi, mądry rzekł, że w niewiedzy tkwi klucz do szczęścia. Co jednak poradzisz marny człowiecze, że nie ma nic lepszego niż zbliżanie się do tematów trudnych, ciężkich i grząskich. To co odstraszało mnie początkowo od książek podobnych do Kasacji to prostota. Ipody, język potoczny, prostota. Lubiłam płynąć po zakamarkach „trudnego kawałka literatury”. Dopiero wsiąkając w świat Mrozowski… zrozumiałam, że nic nie sprawia większej przyjemności z czytania, jak właśnie prosty język, przy zawiłej zagadce. To jak w życiu – nie chodzi o to by być mądrym na pokaz, chodzi o to, by umieć być uniwersalnym, jednocześnie sprawiając, że spadają czapki z głów na myśl o Tobie – bo jesteś zwykły i niezwykły. Zwyczajny niezwyczajny kryminał, jako początek mojego nowego uzależnienia. (Wciąż jestem kobietą, wciąż ciężko mnie zadowolić w pełni, bo boję się przyznać, że coś jest idealne – spocząć na laurach poszukiwań Świętego Graala? O nie nie!). Rozrywka na jesienne wieczory? Pędź człowiecze po Kasację i Zaginięcie, gdyż efektem ubocznym książek Mroza jest rozbudzona bestia, która nie pozwala przestać. Pewnie dlatego autor tak dużo ich pisze. Bestia nigdy nie śpi. Ocena:
(wiem, że nie jest równo! zdjęcie zajebałem z: aviationheadsets.net)
   Kaja, której strasznie dziękuję za to, że zgodziła się na to całe przedsięwzięcie (jak się kiedyś spotkamy, to masz u mnie kawę!), skończyła niedawno Zaginięcie, a ja powoli się za tę pozycję zabieram, więc kto wie, może powtórzymy naszą wymianę zdań i to ponownie w towarzystwie Chyłki i Oryńskiego.

  No, to buziaczki.

  Tu macie więcej mnie:
https://facebook.com/kackiller
https://twitter.com/kackiller0

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz