To jest ten moment, w którym jakiemuś procentowi ludzi, którzy mnie obserwują lekko podnosi się ciśnienie, a po chwili okazuje się, że jednak nie ma ku temu większych powodów. Macie pornusa od Queby (klik) i do czytania.
(Photo credit: Foter.com)
Na samym początku będę najprawilniejszym blogerem i przeproszę cały świat za to, że jestem leniem, że nic nie pisuję, że mam sklerozę, że mi się kompletnie nic nie chce, że walczę sam ze sobą, że przechodzę różne przemiany, że autentycznie zacząłem tu pierdolić jakieś farmazony. Powody, dla których ostatnio nie piszę są maksymalnie trzy. Po pierwsze - nie chce mi się. Po drugie - jak mi się chce, to nie mam czasu. Po trzecie - nie mam o czym pisać, a jak już mam o czym pisać, to nie mam pomysłu na rozwinięcie tematu. Wychodzę z założenia, że jak się nie czuje potrzeby, by pisać, to się nie pisze, bo pisanie na siłę jest najgorszą rzeczą na świecie. Ale pisanie i chwalenie się (tak, będę się też chwalił) na raz nigdy nie wychodzi dobrze, więc to mogę dziś zrobić. To robię.
KSIĄŻKI
Wiecie jak to jest - sesja, te sprawy. Albo nie, nie wiecie, bo średnia wieku odbiorców blogów nie przekracza szesnastu lat, a mojego i tak nikt nie czyta, więc nie możecie wiedzieć jak to jest. Wydawałoby się, że przez sesję przeczytam mniej, a tu niespodzianka, bo źle mi się wydawało. sześć skończonych i dwie nie.
Nadchodzi Orbitowskiego - książka, która wygrała z paczką szlugów, przez którą miałem rzucać palenie i nadal nie rzuciłem. Jak na równowartość paczki szlugów to dobra książka, 6/10.
Oberki do końca świata Szostaka - rozpierdol. Chyba najlepsza rzecz, jaką czytałem w 2017. 9/10.
Dukla Stasiuka - książka, która otwiera mini-pasmo rzeczy czytanych z myślą o egzaminie z literatury najnowszej, nie oceniam jej i kolejnych, bo jest plan, by coś napisać więcej o tym wszystkim.
Ostatnie życzenie Sapkowskiego - zaskoczenie, a więcej nie napiszę z wiadomo jakiego powodu.
Bieguni Tokarczuk
Podróże z Herodotem Kapuścińskiego
Ponadto - by liznąć styl - przeczytałem ponad 150 stron Traktatu o łuskaniu fasoli Myśliwskiego i trochę mniej Kinderszenen J. M. Rymkiewicza, które zamierzam na dniach doczytać.
Jeśli o niczym nie zapomniałem, to w czerwcu kupiłem siedem książek: Kości aniołów Nawrockiego, Podróże z Herodotem Kapuścińskiego, Kinderszenen Rymkiewicza, Górę Tajget Anny Dziewit-Meller, Zapiski nosorożca Orbitowskiego, #upał Olszewskiego i (niepotrzebne skreślić) Engelkinga.
MUZYKA
Słuchałem różnych rzeczy, ale nie pamiętam czego, bo praktycznie cały czerwiec to Quebonafide. Nie, nie Egzotyka. Znaczy też. Ale głównie Dla fanek Euforii EP. Tak, zostałem fanką Euforii. I nowego Spinache'a od wczoraj na pętli słucham i jaram się mocno.
FILMY
Ilościowo - powód do dumy i niedowierzania. Jakościowo - momentami szkoda gadać.
Uwikłanie - przeciętnie, kompletnie bez szału. Nie czuję zajawy na tę podmiankę płciową. Książka > film; 5/10.
Pod Mocnym Aniołem - głównie ze względów porównawczych i dla lepszego zrozumienia książki. W zrozumieniu nieco pomogło, ale brakło mi rozwinięć kilku książkowych wątków, niektóre postacie zostały zepchnięte na dalszy plan, no i znów książka > film; 6/10.
Wilson - wg Filmwebu komedia, gdzieś wyczytałem, że połączenie komedii z dramatem. Ta druga opcja znacznie bardziej trafiona, choć więcej dramatu niż komedii. Przyjemna rzecz, podoba mi się napierdalanie na dzisiejsze społeczeństwo, choć momentami ma to przesadnie patetyczny wydźwięk; 6/10.
Szkoła uwodzenia Czesława M. - na pytanie "Jak czuję się ze świadomością, że obejrzałem ten film?" opowiedziałbym, cytując samego Czesława - "dziękuję, źle". Dlaczego ja to sobie zrobiłem?! 2/10.
Kamper - czekałem, nastawiałem się na obejrzenie, zapominałem, wreszcie się za to wziąłem. Nie zawiodłem się, a momentami bałem się, że autentycznie mogę się przejechać, że niepotrzebnie się nakręcam. Naprawdę przyjemna rzecz, 7/10.
Polskie gówno - tytuł zobowiązuje, 2/10.
Odlot - oglądałem go w zasadzie w nocy z czerwca na lipiec, ale wychodzę z założenia, że dopóki nie pójdę spać, to jeden dzień się nie kończy, więc IMO jeszcze czerwiec. Czołówka animacji, które w życiu obejrzałem, 9/10.
INTERNETY
W pewnym sensie odpokutuję maj, bo w maju pojawił się post z moim alko-tagiem na blogu, którego autorki do niego nie nominowałem, ale zapomniałem o tym napomknąć miesiąc temu, więc Alkoholowy tag książkowy (klik) u Volesquat.
SUMA SUMY
Zdałem sesję, choć z problemami, przeczytałem zadowalającą liczbę książek, obejrzałem trochę więcej filmów niż zwykle, nie skończyłem sezonu Breaking Bad, nie napisałem nic nowego. Mimo wszystko jestem z siebie zadowolony, choć nie dumny.
Planów na lipiec nie rozpisuję, bo kompletnie nie wiem na co czas mi pozwoli, a na 80% czas i okoliczności nie pozwolą mi w kwestiach przyjemnościowych na nic ponad czytanie. Na dniach pewnie wrzucę dwa teksty, które napisałem w ostatnim czasie do naszego uczelnianego magazynu, a jak później na jakiś czas zamilknę w internecie, to będzie znak, że 80% zamieniło się w 100% i to będzie powód do tego, by się cieszyć.
Lufa.
Już to praktycznie publikuję i nagle ogarnąłem, że to jubileuszowe podsumowanie jest, bo pierwsze ever zrobiłem właśnie z czerwca 2016. Baloniki do nieba.
Już to praktycznie publikuję i nagle ogarnąłem, że to jubileuszowe podsumowanie jest, bo pierwsze ever zrobiłem właśnie z czerwca 2016. Baloniki do nieba.
Wincyj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz