Po mojej ostatniej zabawie w felietonisto-pisarza na łamach Ad Astry na styczeń/luty (kliknij i sprawdź na stronach 15-16) trochę się zaplątałem w kołdrę, licencjat, fanpejdża (klikaj i lajkuj) i książki przez co zacząłem trochę zaniedbywać bloga. Z drugiej strony to trochę nie chciało mi się pisać nic dłuższego choć próbowałem (mam wersje robocze dwóch nowych postów-petard ze wstępnym zarysem tam zapisanym). Ale dobra, koniec o mnie. Pezet wrócił (klikaj i odpalaj w tle posta)!
(źródło zdjęcia oryginalnego: facebook.com/pezet81)
Niby nie ma się czym szczególnie jarać, bo Pezet otwarcie przyznał, że to na chwilę obecną pojedynczy numer, a całego albumu, czy koncertów spodziewać się na razie nikt nie powinien. Podoba mi się to stawianie sprawy jasno - bez pierdolenia, że album się robi a trasa się bookuje. Podobnie w przypadku słów: "Nie traktuję tego utworu w kategoriach muzyki rap czy jak kto woli hip hop, w ogóle." - wydaje mi się, że muzyka w ostatnich latach poleciała tak daleko do przodu, że trudno rozróżniać poszczególne gatunki, granice niejako się pozacierały. Szczerze przyznam, że kompletnie nie znam się na muzyce, uważam to nawet za zbędne. Moim zdaniem muzyki nie powinno się (mega modne słowo, kurwa) czaić, powinno się ją czuć. Jak rapujesz, grasz, śpiewasz, produkujesz to nie rób muzyki pod publiczkę, rób taką, z której to Ty będziesz zadowolony. Chyba że przyjemność z tworzenia muzyki odbiera się wyłącznie w kontekście zarobionego na dźwiękach pieniążka. W takim wypadku raczej trudno nam będzie się zrozumieć...
Moment, w którym w Co jest ze mną nie tak bit zaczyna się rozkręcać to jest istny rozpierdol. Dawno nie miałem takich ciar na ciele jak przy pierwszym odsłuchu tego numeru. Czarny rozpierdala, a Pezet udowadnia, że nie trzeba dojebać jakiegoś super-złożonego tekstu i przekombinowanej nawijki żeby zrobić dobry numer. Da się? No, kurwa, da.
Można gdybać, czy nadchodząca premiera filmu, z którego urywki prawdopodobnie widzimy w klipie ma jakiś związek finansowy z powstaniem numeru, ale w sumie to po co? Jeśli Pezet serio "się sprzedał" tym razem, to zrobił to zajebiście, na pewno dużo lepiej niż w klipie do Supergirl.
Podsumuję sobie to wszystko tak: cieszmy się i radujmy, bo oto nastał dzień, w którym jeden z najlepszych polskich raperów wszech czasów dojebał piękny kawałek po kilku latach przerwy.
I tak na całkiem koniec, Czytelniczko. Jakby co to zostaniesz moją ket łumen? Sorry za dyskryminację Panowie, no ale wiecie jak jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz