Cześć.
Jesteś tu, więc pewnie chcesz się dowiedzieć czegoś o człowieku,
który jest tu królem, szefem, prezesem, dyrektorem i dba o cały
ten burdel, nie? Proszę, dowiaduj się, droga wolna, ale jak po
przeczytaniu tego, co znajduje się poniżej będziesz potrzebować
pomocy to szukaj jej tutaj (klik).
Kac
Killer - blogjer niemodny, śmieszek internetowy, trochę buc, nie
lubi ludzi, którzy piszą o sobie w trzeciej osobie.
To
tak pokrótce, rozpisywał się będę teraz. HEHE.
Mam
taką zasadę, że zawsze jak coś piszę, czytam, czy coś to słucham
muzyki. Jak jej słucham podczas pisania to później wrzucam link w
tekst gdzieś na początku. No to macie i tu (klik, lekki powrót do gimbazy).
Pisanie
i mówienie o sobie zawsze sprawiało mi trudność. Nie chodzi o to,
że mam problem z formami pisanymi i mówionymi, raczej przeciwnie,
ale na początku nie wiem co ciekawego czy wartościowego mogę o
sobie napomknąć, a wiem, że ludzie lubią znać ciekawostki z
życia innych, więc okej, spróbujmy.
Liczbą
przeżytych lat powoli, lecz nieubłaganie zbliżam się do
ćwierćwiecza. Urodziłem się w Tarnowie o 5 w nocy (bo dla mnie to
jeszcze noc, taka zaawansowana), w podobno ciepły dzień (bo to w
sumie lato było), a moje imię zostało wybrane na zasadzie
losowania spomiędzy pięciu opcji. Serio. Pierwsze ponoć wypadło
Dominik, nie podobało się mamie to komisja w składzie mama, tata i
brat ustaliła, że nadane mi zostanie to, które zostanie do końca,
no i niewiele brakowało, a byłbym Józefem.
Przez
pewien czas miałem uraz do truskawek, bo jak byłem gnojkiem to się
kiedyś strasznie ich nawpierdalałem, a później wydostały się tą
samą drogą (w sensie się porzygałem nimi). Do dziś jakoś
specjalnie za tym owocem nie przepadam. W tamtych czasach miałem
podobnie z żurkiem, ale do niego urazu nie miałem, nie wiem w sumie
czemu.
Później też nie zawsze bywało kolorowo. W pierwszej liceum zerwałem więzadło w kolanie. W klasie maturalnej spierdoliłem się
(znaczy spadłem) z marmurowych schodów, a jak już się podnosiłem
to jebnięto mnie przez przypadek jeszcze drzwiami - mam do dziś bliznę na piszczelu lewej nogi po przecięciu 3x2 cm (nadawało się do szycia, no ale po co to szyć) i nieudolnie zszyte stare dżinsy (no bo przecież nie dam mamie do szycia). Po maturach za to
bez większych obrażeń wyszedłem z dość poważnej stłuczki
samochodowej - auto, w którym podróżowałem jako pasażer
praktycznie zgięło się w połowie pod kątem dziewięćdziesięciu
stopni. Od ostatniego dnia matur do pierwszego dnia studiów nie
paliłem szlugów (a zaczynałem palić jakoś pod koniec pierwszej
liceum). Przez rok studiowałem w Instytucie Politechnicznym
tarnowskiej PWSZ, a w czerwcu dwazerojedensześć obroniłem licencjat (na 5.0!) z filologii polskiej na tej samej uczelni.
Jak
piszę to staram się być autentyczny, bo to wydaje mi się
najważniejszą rzeczą u jako takiego twórcy, choć średnio za
takiego się uważam. Nie lubię samozwańczych artystów - w moim
mniemaniu artystą człowiek staje się dopiero, gdy nazwie go takim
jakaś większa grupa osób. Ze trzy na przykład. Zdanie trzech osób
już może coś znaczyć. Ale, jak pisałem kiedyś na moich
fejsbukach - jeśli sam uważasz się za artystę jesteś jak prześcieradło, które udaje koc. Wracając
do autentyczności - piszę tak, jakbym mówił rozmawiając z moimi
znajomymi. W sensie klnę, mówię mocno uproszczonym i potocznym
językiem, no i czasem wtrącę jakiś anglicyzm (pisząc trochę
częściej niż mówiąc). No i piszę to co myślę, a czasem piszę
bez głębszego przemyślenia tego co zapisuję i te fragmenty często
wydają mi się lepsze niż te przekminione na milion sposobów.
Przez to sporo osób może się ze mną nie zgadzać, albo wręcz
przeciwnie. Nie mam trudności ze zjednywaniem sobie "pokrewnych
dusz", czy jak to tam nazwać, choć nigdy nie silę się na to
żeby być miłym człowiekiem. Uważam, że najważniejsze w życiu
to być sobą, bo jeśli inni nie zaakceptują nas takich jacy
jesteśmy naprawdę, to nie zyskamy ich przychylności udając kogoś
innego. KURWA, RZUCAM CZASEM STRASZNYMI BANAŁAMI.
Mam
mocno najebane w głowie, głównie specyficznymi, a czasem również
ciekawymi pomysłami. Jakbym zrealizował choć 25% z moich
wszystkich wymysłów to teraz bym spał na hajsie, albo przynajmniej
miałbym trochę więcej życiowego doświadczenia. Jestem strasznie
leniwy, ale lubię robić rzeczy, które lubię - to nie pomyłka,
tak jest naprawdę. Pisanie nie sprawia mi większych problemów - w
kwestii pomysłu i samego procesu (chyba, że jest to jakaś praca
zaliczeniowa na studia) - bo to czysta przyjemność.
Lubię
dużo rzeczy i tak samo dużo rzeczy nie lubię. Do tych pierwszych
zaliczyłbym przykładowo czytanie, suszone banany, żołądkową
gorzką, zimną perłę export i enerdżi drinki bez cukru, do drugich kawę, gazowaną wodę
mineralną, kończący się hajs, mentholowe papierosy i słuchawki
dokanałowe (czasem tu wchodzę i dopisuję różne rzeczy).
Poza
blogiem twórczo wyżywam się w studenckim magazynie tarnowskiej
PWSZ - Ad Astra, gdzie działam jako Wujek Kac, a w głowie mam
pomysły na dwie powieści.
Powinienem
jeszcze odpowiedzieć na poważne pytanie "dlaczego blog?",
conie. Szczerze to nie wiem, jak pomyślałem poważnie o założeniu
bloga to byłem na lekkim kacu i jakoś tak wyszło. Po czasie
stworzenie tego miejsca, w którym właśnie jesteś Czytelniku, moje
Ty Kacątko, uważam za jedną z lepszych decyzji, które podjąłem
w życiu.
Jeśli
przebrnąłeś przez całość to wiedz jedno - naprawdę miło mi,
że się tu znalazłeś i poświęcasz swój (mniej lub bardziej)
cenny czas na czytanie tego, co od czasu do czasu pisuję. Będzie mi
jeszcze przyjemniej jeśli zechcesz być ze mną na bieżąco -
pomoże Ci w tym zaobserwowanie mnie (poniżej), polubienie mojego
fanpejdża i folołnięcie na tłiterze (odnośniki u góry).
A
jak mam na Ciebie zły wpływ i odcisnąłem jakieś negatywne piętno
na Twojej psychice to przepraszam kierując Cię równocześnie pod
link z pierwszego akapitu.
Zapomniałbym - jak chcesz poczytać co sądzą o mnie ludzie to jedź z powrotem do góry i kliknij w zakładkę Trzeźwi o Kacu.
Zapomniałbym - jak chcesz poczytać co sądzą o mnie ludzie to jedź z powrotem do góry i kliknij w zakładkę Trzeźwi o Kacu.