Postanowiłem
sobie na początku, że będę autentyczny, a zarazem śmieszny,
pozytywnie nastawiony do wszystkiego, nie będę pisał jak się
wkurwię czy coś w ten deseń. I raczej chyba nie będę zbyt
poważny. Okazuje się, że chyba jednak mi to nie wyjdzie, a w
zasadzie nie wyszło już przy poprzedniej notce. Dziś mała
kontynuacja.
(źródło zdjęcia oryginalnego: science-all.com)
Czasem
jest tak, że do pewnej osoby coś czujemy. COŚ. Każdy to sobie
zinterpretuje na swój sposób. Takie COŚ to jednak jest coś
poważnego, zazwyczaj chyba tak jest. Przynajmniej ja, czując to
COŚ, czuję to naprawdę, jestem pewien, że uczucie jest prawdziwe.
Tak jest chyba ze wszystkimi uczuciami w moim przypadku. Jak mi się
coś nie podoba to mi się to nie podoba, po prostu. Mimo, że
próbuję się czasem do tego przekonać to i tak podchodzę do tego
z pewną dozą niepewności, bo jak mi coś nie podchodzi od samego
początku to mi już raczej nie podejdzie. To tak jakby zmusić kogoś
do związku, wywrzeć na danej osobie swojego rodzaju presje - "bądź
ze mną, bo ja tak chcę, i już, nie to się obrażę, zrujnuje Ci
życie, zabije Ci kota, utopię chomika, zniszczę ulubioną rabatkę
i porysuję płytę, którą od Ciebie pożyczyłem miesiąc temu".
To
COŚ bywa silniejsze od nas. Nie robiąc sobie specjalnie nadziei na
coś większego, ba, nie mając ku temu żadnych szczególnych
podstaw, czujemy, że uczucia są silniejsze od nas. Skąd się
biorą? Nie mam, kurwa, bladego pojęcia. I czemu w "Było Sobie
Życie" tego nie opisali?* Kurwa... Takie "Było Sobie
Życie" to w zasadzie dosyć fajna opcja była, jak tak sobie
teraz przypominam podstawówkę, przyrodę, czy późniejszą
biologię, i oglądanie typa z obfitą brodą chodzącego po ciele...
Teraz jak myślę o tym w ten sposób to mam dosyć dwuznaczne
wyobrażenia, no ale nie ważne, odbiegam od tematu. Ludzkie myśli i
uczucia to jednak sfera najwyższa z najwyższych #Yao_Ming. A ja
taki mały...
Przechodząc
do konkretnych konkretów nie zdradzających szczegółów - czujesz
takie COŚ do pewnej osoby, nie wiesz jakie odczucia ma do Ciebie
druga osoba, wiesz jedynie, że są pozytywne, jakkolwiek to możemy
rozumieć. Coś (nie COŚ) was łączy, znacie się mega dobrze, bo
długo, ufasz tej osobie jak nikomu innemu na świecie, ale i tak się
boisz... Nie wiesz czemu, tak już jest... Ta osoba jest dla Ciebie
najważniejsza - taki przyjaciel/przyjaciółka i osoba, z którą
chcesz spędzić resztę swojego życia w jednym. I jesteś tego
pewny, jak niczego innego na świecie... Po prostu. A najlepsze
jest to, że tak naprawdę nie wiesz czemu tak jest... Przypadek?
Przeznaczenie? COŚ? Nie wiesz. I ta osoba o tym wie, albo się
dowie, a Ty znów się boisz, że to może podziałać negatywnie na
Wasze relacje. Tylko czy czasem nie warto zaryzykować? Chyba
warto...
Nie
myślmy o konsekwencjach, o tym co negatywne. Z życia nikt nas nie
będzie rozliczał**, przeżywamy je sami tak jak chcemy i mamy je
jedno, więc czemu mamy czuć się skrępowani tym, że ktoś na nas
patrzy, tym, że możemy sobie narobić wstydu. Czemu w końcu mamy
się bać odrzucenia? COŚ powinno wygrywać ze wszystkim, jak Usain
Bolt, albo inny Michael Phelps, albo Adam Małysz w czasach
świetności. Kierujmy się w szczególności CZYMŚ, emocjami,
uczuciami, a nie stawiajmy w pierwszej kolejności rozsądku, chociaż
i jego nie może za bardzo zabraknąć w naszych decyzjach... Tyle.
Koniec przekazu na dziś.
*
- chyba, że mi coś umknęło.
**
- chyba, że ktoś jest głęboko wierzący, to ma swoje podejście.